Piszę ten tekst pod wpływem emocji i wrażeń związanych z pobytem w schronisku w Dolinie Chochołowskiej, rozmów z rodziną Krzeptowskich, (aktualnie obiekt dzierżawią) i pysznego deseru chochołowskiego oraz herbaty, którymi to zostałem ugoszczony.

Deser chochołowskiDeser chochołowski

Jakiś czas temu skontaktowałem się ze schroniskiem w Dolinie Chochołowskiej i po przedstawieniu się i powiedzeniu, że jako osoba z Portalu Górskiego chciałbym przeprowadzić krótką rozmowę, ustaliliśmy wstępne szczegóły. Przygotowałem nawet pytania oraz notatnik. Ale już po paru minutach wiedziałem, że to wcale takie „proste” nie będzie (zresztą często tak mam). Pytanie – odpowiedź, pytanie – odpowiedź itd. To nie tutaj... I dobrze!

Ale dla jasności:

Rozmawialiśmy razem z Józefem Krzeptowskim seniorem, jego żoną i synem – Józefem Krzeptowskim juniorem. A poza tym, śmieję się, że tatrzańskie schroniska Krzeptowskimi stoją, bo przecież rodzice Józefa seniora prowadzili jednocześnie schronisko w Dolinie Pięciu Stawów oraz w Roztoce. Następnie Józef Krzeptowski senior przez chwilę ze swoim ojcem właśnie gospodarzył w schronisku Roztoka, aby już wkrótce i razem ze swoim bratem – Andrzejem Krzeptowskim gospodarzyć w obiekcie w Pięciu Stawach (schedę przejęli oczywiście po swojej matce). Ale sytuacja znów się po pewnym czasie zmieniła. Brat Andrzej został w „Piątce”, a Józef Krzeptowski pod swą pieczę objął pawilon gastronomiczny znajdujący się na Włosienicy. Następnie było schronisko na Hali Ornak (tu Józef Krzeptowski senior poznał swą obecną żonę). Na tym jednak, jego „schroniskowa wędrówka” się nie kończy. Obecnie i razem ze swoją rodziną (córką Ireną Gąsienicą-Roj) dzierżawią schronisko w Dolinie Chochołowskiej. Pomagają im w tym także ich dwaj synowie. Córka zaś Pana Józefa – Hanna Gąsienica-Daniel wraz z mężem Grzegorzem prowadzą schronisko na Hali Ornak. Obok tego, brat Pana Andrzeja Krzeptowskiego był w czasie II wojny tatrzańskim kurierem - itd., itd. Właściwie Tatry i rodzina Krzeptowskich to to samo... Oczyma wyobraźni widzę te wspólne, rodzinne biesiady, spotkania oraz słyszę te gwarne, górskie historie i opowieści oraz regionalne przyśpiewki po polsku i po słowacku, w których lubuje się główny gospodarz – Pan Krzeptowski. W ogóle jego barwne opowieści, całe zresztą życie jak to był narciarzem i zawodnikiem, jak w ramach treningu z ciężkimi bagażami wielokrotnie chadzał do „Piątki” przez Świstówkę, o koniach zawożących towar do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów i wiele innych to opowieści na niejedną książkę. Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie historia o skonstruowaniu przez właśnie Józefa Krzeptowskiego seniora, brata Andrzeja i słynnego skądinąd Pana Mietka pierwszej kolejki towarowej do Pięciu Stawów. Za napęd służył jej silnik z motoru i jak na szacowną kolejkę przystało nazywała się - „Zorba”. Dopiero później PTTK zbudowało aktualną kolejkę.

Od lewej - bracia Andrzej i Józef KrzeptowscyOd lewej - bracia Andrzej i Józef Krzeptowscy

Jest jeszcze jedna, krótka historia o gwoździach. Otóż jak wiadomo, schronisko w Dolinie Pięciu Stawów spłonęło i zanim je odbudowano, za schronienie służył niewielki, stojący obok i zbudowany przez ojca Józefa seniora mały domek. Ponieważ w tamtych czasach nic nie było, opowieści jak to wyciągało się z pogorzeliska w miarę niezniszczone gwoździe aby je znów wskrzesić i tchnąć w nie drugie życie gdzieś w konstrukcji tego nowego budynku, są nadal żywe.

Józef Krzeptowski w czasie lotu na nartachJózef Krzeptowski w czasie lotu na nartach

Podczas tej naszej rozmowy, spotkania udało mi się też spytać Józefa juniora tym razem, czemu tu żyje - w górach, daleko od cywilizacji, zgiełku miasta itd.? I właściwie na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. To całe dojrzewanie, dorastanie w tej górskiej atmosferze, czasem srogie bardzo zimy, niskie temperatury itd. właściwie tak ukształtowały już charakter, tak ukierunkowały i naznaczyły, że w zasadzie trudno by mu sobie wyobrazić, że można inaczej. Chociaż jako młody, 25-letni dopiero człowiek odpowiada dyplomatycznie, że nie wiadomo co życie przyniesie.... (w sumie nie wiadomo...).

A na moje ostatnie pytanie, które zadaję zawsze każdemu: CO JEST W ŻYCIU WAŻNE? moi rozmówcy odpowiadają jednogłośnie:

Bycie tu – w schronisku, to taka trochę enklawa, ucieczka od cywilizacji i tego wszystkiego co tak pędzi, i pędzi, i pędzi. To tu jest czas żeby coś przemyśleć, spojrzeć na pewne rzeczy z dystansu i z innej perspektywy. Doskonale to rozumiem. W górach, w oddaleniu i w ciszy i spokoju słowa typu ZATRZYMAJ SIĘ nabierają całkowicie innego znaczenia oraz mocy...

Bartek Michalak