Bieszczady to ostatnie pasmo górskie na Głównym Szlaku Beskidzkim, wyznaczające kres naszej wyprawy. Nim jednak przygoda dobiegnie końca, czeka nas jeszcze sporo niezapomnianych wrażeń, bo Bieszczady to również jedne z najpiękniejszych i najbardziej niezwykłych gór w Polsce.

Bieszczady to jedyna w naszym kraju grupa górska zaliczająca się do Karpat Wschodnich. Jej najbardziej charakterystyczną cechą jest występowanie trzech pięter roślinności: sięgającego do ok. 500 m n.p.m. pogórza, dochodzącego do 1150 m n.p.m. regla dolnego i największej z bieszczadzkich osobliwości – połonin. Te ostatnie wznoszą się oryginalnie ponad górną granicą lasu, powyżej ok. 1200 metrów i są zbiorowiskami rozmaitych alpejskich i subalpejskich traw. Użyłem słowa „oryginalnie”, ponieważ zasięg połonin jest w rzeczywistości nieco większy, a ich niższe partie są właściwie w całości dziełem człowieka, który przez stulecia wypasał na tutejszych szczytach wielkie stada wołów. Działalność ta wiązała się ze stopniowym zanikaniem lasu, którego pozostałością są wciąż rosnące na połoninach borówki i jagody. Co ciekawe, nie wiadomo kiedy właściwie bieszczadzkie połoniny uzyskały obecny kształt. Stało się to prawdopodobnie dopiero w XIX wieku, ale pewności nie ma, bo przez długie lata nikt nie zawracał sobie głowy badaniami tutejszej przyrody.


Możliwe, że uważny czytelnik zauważył też, że w dotychczasowym opisie zabrakło miejsca dla iglastego regla górnego. Kolejny bieszczadzki fenomen polega bowiem na tym, że górną granicą lasu jest tu regiel dolny. Same lasy zajmują ok. 65 proc. powierzchni Bieszczadów, a dominującym gatunkiem (od 38 do 60 proc.) są buki. Choć trudno w to uwierzyć, większość tutejszych lasów powstała dopiero po II Wojnie Światowej, a średni wiek drzewostanów to nieco ponad 70 lat. Do wojny tereny te były niezwykle gęsto zaludnione i okoliczne lasy padały ofiarą rabunkowej wycinki. Całkowicie dobiła je katastrofalna zima przełomu lat 1928/29, kiedy to przez wiele tygodni utrzymywały się w Bieszczadach mrozy sięgające poniżej – 40 stopni Celsjusza. W tamtych latach spotkanie w tych stronach dzikiej zwierzyny było prawdziwą rzadkością.


Obraz ten kłóci się z powszechnym dziś wizerunkiem Bieszczad dzikich i niedostępnych. Owszem, góry te wciąż są jednym z najmniej zagospodarowanych i zaludnionych obszarów w Polsce, lecz równocześnie stanowią też drugi po Tatrach, najczęściej odwiedzany przez turystów region w Karpatach. Mit o opustoszałych Bieszczadach nijak ma się więc do rzeczywistości, a jego źródeł szukać trzeba w tutejszej historii. Wyjątkowo bolesnej i zagmatwanej.

bieszczady-glowny-szlak-beskidzki-m-1
Stary świat
Bieszczady przez stulecia zamieszkiwane były głównie przez Rusinów, a konkretnie przez grupę etniczną, nazywaną Bojkami. W odróżnieniu Łemków z sąsiedniego z Beskidu Niskiego, Bojkowie nie stworzyli jednak odrębnej, własnej kultury i pod wieloma względami blisko im było do Ukraińców. Podobnie jak ich pobratymcy, Bojkowie w większości byli wyznania greckokatolickiego lub prawosławnego, lecz ich wierzenia pełne były oryginalnych naleciałości. Ludzie ci bali się wampirów i twierdzili, że człowiek posiada dwie dusze - pogańską i chrześcijańską. Nazwa Bojków pochodzi – jak twierdzą niektórzy – od słów „boj” lub „boje”, oznaczających ludzi handlujących wołami i solą. W istocie, mieszkańcy Bieszczad byli głównie pasterzami i handlarzami, więc teoria ta może zawierać ziarnko prawdy.


Kres świata Bojków przyniosła II Wojna Światowa i wydarzenia, jakie nastąpiły w Bieszczadach zaraz po niej. Tereny te stały się wówczas areną działań Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), czyli organizacji ukraińskich nacjonalistów, walczących o własne, niepodległe państwo. UPA powstała w roku 1942 i szybko stała się dobrze zorganizowaną, wyszkoloną i uzbrojoną armią partyzancką, zmagającą się z wojskami niemieckimi, polskimi i radzieckimi partyzantami, a także z samą Armią Czerwoną. Pierwsze, początkowo jeszcze niezbyt groźne ataki UPA przeciwko nielicznym w Bieszczadach Polakom miały miejsce w roku 1943. Do poważniejszych starć zaczęło dochodzić latem roku 1944, kiedy tereny te zostały opuszczone przez Niemców, a na dobre konflikt polsko – ukraiński rozgorzał po przejściu frontu na zachód. UPA całkowicie opanowała wtedy Bieszczady, tocząc potyczki ze stacjonującymi tu wojskami NKWD.


W lecie 1945 przybyły w te strony oddziały Wojska Polskiego, których celem była m.in. realizacja wysiedleń, o których pisałem w tekście o Beskidzie Niskim. Panująca w Bieszczadach UPA za główny cel postawiła sobie jednak uniemożliwienie wywózek ludności ukraińskiej. Bojownicy atakowali oddziały wojska, posterunki MO, a nawet pojedynczych funkcjonariuszy UB. Efekt był taki, że deportacje miały na tym obszarze bardzo ograniczony charakter. Największa akcja UPA miała miejsce pod koniec marca 1946 roku i polegała na likwidacji posterunków WOP w całych właściwie Bieszczadach. Pod Jasielem Ukraińcy wzięli ok. 80 jeńców, z czego od 30 do 60 rozstrzelali. W Kożusznem rozbili też idący na odsiecz oddział wojska – łączne straty polskie przekroczyły 100 zabitych. W kolejnych miesiącach wojska polskie stopniowo jednak rozbijały oddziały UPA, a w marcu 1947 zaczęła się Akcja Wisła – w Bieszczady skierowano ok. 10 tys. żołnierzy, milicjantów oraz funkcjonariuszy jednostek KBW i UB. Wywózki objęły ok. 34 tys. osób. UPA była już zbyt słaba, aby interweniować. Część jej oddziałów przedarła się do ZSRR żeby tam kontynuować walkę, część ruszyła na zachód do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech.

bieszczady-glowny-szlak-beskidzki-m-2
Nowy świat
Po wysiedleniach Bieszczady niemal całkowicie opustoszały i przez lata mało kto chciał zamieszkać w tych niegościnnych, zniszczonych wojną stronach. Zmiany zaszły po roku 1951, kiedy to w ramach korekty granic między Polską i ZSRR, nasz kraj przekazał Rosjanom fragment województwa lubelskiego, w zamian za co przyłączono do Polski część obwodu drohobyckiego z miejscowościami: Lutowiska, Ustrzyki Dolne i Czarna. Ludność z terenów włączonych do ZSRR została wtedy przymusowo przewieziona w Bieszczady i była to pierwsza fala nowych osiedleń. Kolejna miała miejsce sześć lat później, kiedy wróciła w te strony nieznaczna część Bojków. Mniej więcej od roku 1950 – to kolejna ciekawostka – w Bieszczady zaczęło też napływać sporo… Greków. Opuścili oni swój kraj po wojnie domowej, lecz pobyt w Polsce traktowali na ogół jako emigracyjny epizod i zniknęli równie szybko, jak się pojawili.


Władze PRL zaczęły w Bieszczadach zorganizowaną akcję osiedleńczą w roku 1958. Na sprzedaż, po bardzo okazyjnych warunkach, wystawiono wówczas wiele gospodarstw, ale efekt tych działań nie do końca był taki, jakiego oczekiwano. W Bieszczadach zaroiło się od rozmaitych włóczęgów i życiowych rozbitków, którzy o rolnictwie nie mieli pojęcia i po krótkim czasie porzucili gospodarkę. Tak rodziła się legenda Bieszczad, określanych mianem polskiego dzikiego zachodu. Miała ona całkiem spore oparcie w faktach, zwłaszcza, że w latach 60-tych państwo utworzyło tu pierwsze PGR-y, w których zatrudniano głównie więźniów.


Począwszy od roku 1969 od osób przybywających w Bieszczady zaczęto żądać umiejętności rolniczych, a ziemia trafiała w ręce ludzi pochodzących z okolic górskich oraz zaznajomionych z gospodarką w trudnym terenie i klimacie. Równolegle napływali też chętni do robót leśnych, a sezonowo przybywali również górale z Podhala, wypasający na połoninach owce. W tych warunkach budziła się także bieszczadzka turystyka – bez jakichkolwiek znakowanych szlaków, za to z pełną swobodą biwakowania i palenia ognisk w dowolnym miejscu. A wszystko to w otoczeniu totalnie dzikiej przyrody, w krainie bez ludzi i wsi, dróg i mostów, pośród zdziczałych sadów i resztek zabudowań. W ten sposób powstawał kolejny bieszczadzki mit, który z czasem musiał zniszczyć sam siebie. W te odludne góry z roku na rok przybywało coraz więcej turystów.

bieszczady-glowny-szlak-beskidzki-m-3
Leśne Bieszczady
Po teoretyczny wprowadzeniu czas najwyższy, aby wrócić na szlak. Opuszczając Komańczę miniemy pomnik poświęcony okolicznym Cyganom, zamordowanym tu przez Niemców w 1943 roku. Później szlak poprowadzi nas asfaltowymi drogami (standard bieszczadzki) przez dwie wsie - najpierw Prełuki, a później Duszatyn. Za tą ostatnią miejscowością zaczyna się chyba najbardziej zalesiony fragment GSB w Bieszczadach, a także jedna z największych atrakcji przyrodniczych tych gór – Rezerwat Zwiezło. Ma on ok. 2,2 ha powierzchni i chroni tzw. Jeziorka Duszatyńskie, które powstały w wyniku osunięcia się ziemi ze stoków Chryszczatej. Zdarzenie to miało miejsce 13 kwietnia 1907 roku po obfitych opadach i doprowadziło do zatamowania wód potoku Olchowatego. W ten sposób powstały trzy jeziorka, lecz do naszych czasów dotrwały tylko dwa - Górne o powierzchni 1,44 ha i maksymalnej głębokości do 5,8 m oraz Dolne, mające 0,45 ha i głębokość do 6,2 m. Jest to największe naturalne osuwisko w polskiej części Karpat, obejmujące ok. 12 mln m sześciennych ziemi i zajmujące całkowitą powierzchnię ok. 36 ha. Na dnie jezior znajduje się zatopiony las, a gazy powstające w wyniku rozkładu drzew i resztek roślin powodują podobno małe wybuchy, które w zimie potrafią rozerwać lodową pokrywę i wywołać prawdziwą fontannę wody. Wstrząs wywołany osunięciem tak przeraził mieszkańców Duszatyna, że ci – przekonani o nadchodzącym końcu świata – uciekli z dobytkiem do Komańczy i Prełuk, gdzie cerkiewne dzwony biły na trwogę.


Przy Jeziorach Duszatyńskich zaczyna się pasmo Wysokiego Działu, którego główną kulminacją jest licząca 997 m n.p.m. Chryszczata. W masywie tym można natrafić na ślady umocnień, wykopanych przez Austriaków podczas I Wojny Światowej i później wykorzystywanych jeszcze wiele razy - przez Polaków w roku 1920, polskich i radzieckich partyzantów w II Wojnie Światowej, a do roku 1947 także przez UPA. Jak podają niektóre źródła, właśnie w tej okolicy, podczas walk z ukraińskimi partyzantami, miała mieć miejsce ostatnia w dziejach szarża polskiej kawalerii, przeprowadzona przez szwadron jazdy KBW. Za szczytem Chryszczatej, obok szlaku, odnaleźć też można ślady po cmentarzu z I Wojny Światowej. Później czeka nas zejście na Przełęcz Żebrak. Kiedyś istniała tu karczma o tej samej nazwie, lecz spłonęła ona podczas walk w 1915 roku i nigdy już jej nie odbudowano. Z przełęczy warto też odbić do studenckiej bazy namiotowej Rabe. W lecie można się w niej zatrzymać na nocleg, a osoby zainteresowane geologią zainteresuje może fakt, że w dolinie potoku Rabego występują kryształy górskie.


Następny etap naszej wyprawy to podejścia i zejścia, prowadzące przez kolejne szczyty: Jaworne, Wołosań, Sosów, Berest, Osinę i Hon. U podnóży tego ostatniego znajduje się bacówka PTTK i choć nigdy w niej nie nocowałem, to już przelotna wizyta wystarczyła, aby przekonać się, że to miejsce niezwykłe. Szkoda tylko, że położone tak blisko Cisnej, która również jest miejscowością o niepowtarzalnym klimacie, a także – nie ukrywam – jednym z moich ulubionych miejsc w Bieszczadach. Będąc w okolicy zawsze mam więc dylemat, gdzie się zatrzymać i pod Hon jakoś jeszcze na dłużej nie dotarłem.
Sama Cisna to miejscowość bardzo popularna, której jednak jakimś cudem udało się zachować to magiczne, przyciągające „coś”. W sezonie bywa tu bardzo tłoczno i kursują tędy autobusy z każdego niemal zakątka Polski – z Karkowa, Warszawy czy Wrocławia. Do dyspozycji jest sporo miejsc noclegowych (w tym uroczy ośrodek PTTK), zjeść można w pensjonacie Troll, łemkowskiej karczmie lub legendarnej Siekierezadzie. Trudno o lepsze miejsce na odpoczynek przed dalszą drogą. A poprowadzi nas ona przez najbardziej widowiskową część Bieszczad i przez kolejne magiczne schroniska, których w górach tych nie brakuje.

Adam Nietresta