Janusz Gołąb, Marcin Tomaszewski i Michał Król dotarli do bazy pod dziewiczym filarem Annapurny IV (7525 m). Przed nimi ambitna wyprawa na południowo - zachodni filar. Poniżej publikujemy wywiad z Januszem i Michałem, który udało nam się przeprowadzić jeszcze przed ich wyjazdem!

Polish Annapurna IV Expedition 2015

Polish Annapurna IV Expedition 2015

Skąd wziął się pomysł na wyprawę?

Janusz: Wyprawa jest poniekąd konsekwencją mojej działalności wspinaczkowej. Po przejściu „Świetlistej Ściany” na Gasherbrum IV przez Wojtka Kurtykę zrozumiałem, że „chodzenie” w Himalajach, to nie to samo co się w nich wspinać! Wspinaczka w Himalajach, zwłaszcza ta realizowana w stylu alpejskim jest najbardziej wartościową dla mnie formą uprawiania alpinizmu. Annapurna IV spełnia te kryteria, a południowo-zachodni filar, który jest naszym celem jest piękny, trudny, dziewiczy i stanowi jeden z ważniejszych problemów sportowych współczesnego himalaizmu. Filar ten widziałem po raz pierwszy w połowie lat 90tych, ale dopiero teraz jesteśmy gotowi do zmierzenia się z nim.

Dlaczego zdecydowaliście się iść takim teamem?

Janusz: Bo to najlepszy z możliwych teamów! :) Z Marcinem miałem już okazję wspinać się na Grenlandii, gdzie wytyczyliśmy nową, wcale nie łatwą drogę na turni Nalumasortoq nad fiordem Tasermiut. Michał z kolei swoimi świetnymi przejściami trudnych sportowych dróg w Tatrach i swym uporem w dążeniu do celu, pokazał że może stać się doskonałym partnerem na najtrudniejszych drogach.

Michał: Rozmowy o wspólnej wyprawie zaczęliśmy już 2 lata temu, Janusz wtedy rozmawiał również z Marcinem i postanowiliśmy spróbować zespołem trzyosobowym. Ma on wiele plusów ze względu bezpieczeństwa a w przypadku choroby lub niedyspozycji jednego z nas nie tracimy możliwości podejmowania dalszych działań.

Janusz: Naprawdę wcale nie tak łatwo stworzyć team, który realnie jest w stanie sprostać takiej wspinaczce jak ta na Annapurnę IV. Takich zespołów jak świat długi i szeroki jest zaledwie parę. Jesteśmy zgranym teamem, każdy wnosi swoje olbrzymie doświadczenia i umiejętności. Z tego czerpiemy siłę, poza tym znamy się doskonale od wielu lat, łączy nas ta sama pasja i teraz wspólny cel.

Michał: Którym jesteśmy naprawdę pochłonięci! Często do siebie dzwonimy, oglądamy i analizujemy zdjęcia… jest duża ekscytacja! :)

Wielu Waszych klientów to klienci biznesowi. Jak Twoim zdaniem wyzwania przed jakimi stajecie razem w górach pomagają im prowadzić biznes?

Michał: Podobno biznes to jak pogoda w wysokich górach - czasami nie da się przewidzieć jej załamania.

Janusz: Góry, i to niekoniecznie te najwyższe, to świetne pole do obnażania wszelkich słabości. Jeżeli takie się pojawiają, góry są doskonałym miejscem do nauki jak sobie z nimi poradzić, zniwelować zagrożenia i wyjść ze starcia z tarczą, a nie na tarczy. Ekstremalne doznania i doświadczenia (niezależnie od ich poziomu) w górach z pewnością procentują na nizinach np. także w biznesie. To szkoła charakteru, która uczy pokory i wytrwałości. Jeżeli poradzisz sobie ze stresem w sytuacjach „podbramkowych” w górach to poradzisz sobie i za biurkiem w swej pracy, z całą pewnością.

Michał: Każda wyprawa wiele uczy. Przygotowania do niej są trudne, wyprawa jeszcze cięższa, ale to uczucie po wejściu na szczyt jest niezastąpione. Daje ono motywację do dalszych działań, czujesz wewnętrznie, że pomimo tylu przeciwności i niesprzyjających warunków osiągnąłeś cel i teraz wszystko jest dla Ciebie możliwe.

Dlaczego potrzebujecie pomocy sponsorów?

Janusz: Polski Związek Alpinizmu jest federacją zrzeszającą Kluby Wysokogórskie. Instytucją nadrzędną jest Ministerstwo Sportu i Turystyki. Nasz związek, choć przynosi krajowi niejednokrotnie splendor i chwałę niestety nie dysponuje dużymi budżetami. Środki jakie otrzymujemy są wręcz dramatycznie niskie, stąd konieczność szukania sponsorów. Dla mnie osobiście jest to trudne w kontekście gdy z rąk ministrów sportu czy prezydenta RP otrzymywałem wyróżnienia, medale – w tym złoty „Za wybitne osiągnięcia sportowe” czy złoty „Krzyż Zasług” a poziom mojego finansowania jest na poziomie (entej) ligi futbolu :D

Michał: W kontekście wyprawy na Annapurnę IV ta pomoc sponsorów jest szczególnie potrzebna. Startujemy z doliny Sethi Khola, a to niesamowicie trudnodostępny rejon i jedyną opcją, aby dostać się do bazy jest śmigłowiec. Właśnie jego wynajem jest najbardziej kosztownym elementem całej wyprawy. Dzięki zaangażowaniu sponsorów oraz mediów wszyscy będą mogli śledzić nasze postępy i kibicować zmaganiom. To dla nas również duże wsparcie, które czujemy głęboko w sercach i wierzmy, że poniesie w drodze do celu.

Takie wyprawy to niesamowite wyzwania. Również bardzo nieprzewidywalne i niebezpieczne… Co jeśli się nie uda?

Janusz: Jesteśmy świetnie przygotowani w tym również szkoleni w zarządzaniu ryzykiem w sporcie. Porażka oczywiście jest w to wszystko wkalkulowana. Ewentualne niepowodzenie, to tylko lekcja, a ważne jest odpowiednie wyciągniecie wniosków na przyszłość. Należy pamiętać, że góry to nie sportowa arena. Góry to cały szereg obiektywnych kompilacji i my tylko i wyłącznie możemy dostosowywać się do nich na podstawie swych subiektywnych odczuć i doświadczeń – nie jak w przypadku stadionów, które przygotowuje się pod zawody. Tak więc potencjalne niepowodzenie to nie koniec świata, raczej uznanie własnych słabości i wyższości przyrody. Oczywiście jesteśmy świadomi zagrożeń i skoncentrowani na niwelowaniu ich.

Michał: Jedziemy z myślą, że nam się uda. Nie możemy zakładać na samym starcie, że poniesiemy porażkę. To błędne myślenie, które prowadzi do chaosu w zespole i braku zaangażowania, a w konsekwencji przybliża nas do przegranej. Jesteśmy zmotywowani i jestem przekonany, że tak będzie do samego końca.

Czy pamiętacie swój moment w życiu, kiedy powiedzieliście sobie, że wszystko jest możliwe?

Janusz: Wspinam się ładnych parędziesiąt lat, miałem wiele takich chwil - ostatni raz w ubiegłym roku tuż pod szczytem K2. Kolega z Bułgarii, który stanął na wierzchołku kilkanaście minut wcześniej, schodząc z niego, gdy mnie mijał powiedział, że na szczycie tak mocno wieje wiatr, że nie mógł na mnie tam czekać. Gdybym nie powiedział sobie iż „wszystko jest możliwe” pewnie bym z nim zawrócił i nie stanął na samym wierzchołku tej niesamowitej i groźnej góry.

Michał: Moim przełomem we wspinaczce i jednocześnie w życiu był wyjazd w Himalaje w 2005 roku. Byłem wówczas młodym wspinaczem, którego interesowało coś więcej niż tylko okoliczne skałki. Dostałem więc szanse wyjechania na moją pierwszą wyprawę i z niej skorzystałem. Uważam to za swój osobisty sukces i poważny krok w mojej karierze. :) Właśnie wtedy poczułem, że wszystko jest możliwe.

Panowie, życzymy Wam, byście wierzyli, że wszystko jest możliwe a trudne sytuacje przekształcali w szanse. Trzymamy kciuki i czekamy na Wasz powrót z Annapurny!

www.eip.pl