Dzięki uprzejmości magazynu „n.p.m.” zapraszamy do przeczytania wywiadu z Danutą Piotrowską, żoną Tadeusza Piotrowskiego, który zginął 30 lat temu na K2. To właśnie pod imieniem legendarnego himalaisty już 8/9.10.2016 w Hucisku na terenie kompleksu Małe Dolomity odbędzie się I spotkanie z cyklu „Piękno Gór – K2” oraz otwarte zawody wspinaczkowe.

Rozmowa ukazała się w Magazynie Turystyki Górskiej „n.p.m.” nr 7/2016, a przeprowadził ją redaktor naczelny „n.p.m.”, Tomasz Cylka.

Nigdy nie stawiałam ultimatum – rozmowa z Danutą PiotrowskąNigdy nie stawiałam ultimatum – rozmowa z Danutą Piotrowską

Kiedy poznałaś Tadeusza?

To był 1970 rok. Tadeusz wrócił z wyprawy, na której był w Alpach Julijskich z Michałem Jagiełłą. Przyszedł na spotkanie szczecińskiego Klubu Wysokogórskiego, na które wybrałam się zresztą po raz pierwszy. Koledzy namówili mnie, bym zaczęła chodzić po górach… Do sali wszedł wielki mężczyzna z obandażowaną głową. Szczerze mówiąc, wyglądał tragicznie… Jak się okazało, Tadeusz, pracując w Agencji Morskiej jako klark – urzędnik opiekujący się załadunkiem i wyładunkiem –wizytował statki stojące przy nabrzeżu. Przy jednym z nich, nie czekając, aż rozłożą trap, skoczył na pokład. A że źle obliczył odległość, to się „oskalpował”… Poza tym, opowiadając na tym spotkaniu o wejściach na Jalovec i Travnik, zacinał się, miał lekką wadę wymowy. „Co za facet!” – pomyślałam sobie wtedy.

I to od bandaża wszystko się zaczęło?

Nie do końca. Klub zaczął organizować dla swoich członków treningi. Ponieważ wcześniej uprawiałam gimnastykę, poproszono mnie, bym prowadziła rozgrzewkę rozciągającą. I to raczej na tych treningach się zaczęło obopólne zainteresowanie, najpierw od luźnej znajomości. A potem byliśmy w Morskim Oku na wyjeździe klubowym. To był mój pierwszy zimowy górski wyjazd, i to w czasie świąt Bożego Narodzenia, więc wszystko robiło na mnie ogromne wrażenie. Poznałam Wandę Rutkiewicz, Jurka Milewskiego, Janusza Kurczaba, Jasia Franczuka i wielu innych znanych wspinaczy. To było niesamowite towarzystwo. Nie zapomnę wspólnego śpiewania kolęd, a przed oczami nadal mam wielki transparent „Karakorum dla wszystkich”, rozpięty między filarami, i uśmiechniętą Wandę stojącą pod nim. Jakże mnie ona wówczas urzekła! To zauroczenie Wandą pozostało na zawsze.

Nigdy nie stawiałam ultimatum – rozmowa z Danutą PiotrowskąNigdy nie stawiałam ultimatum – rozmowa z Danutą Piotrowską

Nie miałaś wątpliwości co do wiązania się ze wspinaczem, któremu przecież w górach wysokich wszystko może się zdarzyć?

Kiedy człowiek jest młody, nie kalkuluje i nie zastanawia się. Działa pod wpływem emocji, impulsu, i tyle. Ale szybko miałam poważny egzamin testujący, bo Tadeusz wyjechał na Mont Blanc [w 1971 roku, pierwsze wejście zimowe przez Wielki Filar Narożny drogą Bonatti-Gobbi; Piotrowski pokonał ją z Andrzejem Dworakiem, Januszem Kurczabem i Andrzejem Mrozem – przyp. red.]. Z tego wyjazdu wrócił z odmrożonymi palcami u stóp. Byłam zbyt młoda i głupia, (śmiech) aby potraktować to jako ostrzeżenie i zastanowić się nad konsekwencjami w przyszłości. Prawdopodobnie, tak jak większości dziewczyn, po prostu mi to imponowało – to przecież taki ludzki odruch.

Były później sytuacje, kiedy przed jakąś wyprawą powiedziałaś mu: „Nie jedź”?

Nigdy nie stawiałam jakiegokolwiek ultimatum. Nawet wówczas, gdy Tadeusz wyruszał na K2 – jak się później okazało, na swoją ostatnią wyprawę. Byłam wtedy w zaawansowanej ciąży, a do tego tuż przed wyjazdem wszystkie zarobione na pracach wysokościowych pieniądze wydał na naprawę naszego rozbitego samochodu. Pamiętam, jak siedział zmartwiony i trochę podłamany. W pewnym momencie powiedział: „Jesteś w ciąży, zostawiam cię bez pieniędzy i wyjeżdżam… Jak dasz sobie radę?”. Jakże lekko stwierdziłam: „Nie przejmuj się, będzie dobrze, jak wrócisz, to znów zarobisz na pracach wysokościowych. Poradzę sobie”. I co jeszcze w tym wszystkim jest dziwne, to fakt, że przed innymi wyprawami miałam jakieś momenty zawahania, czegoś się obawiałam. A przed wyjazdem na K2 byłam absolutnie pewna, że nic złego nie może się przydarzyć, że wróci. Wszak oczekiwaliśmy upragnionego dziecka, niebiosa powinny nad nami czuwać… Byłam wręcz pewna, że po powrocie razem doczekamy pojawienia się na świecie naszej drugiej córeczki, Hani…

Nigdy nie stawiałam ultimatum – rozmowa z Danutą PiotrowskąNigdy nie stawiałam ultimatum – rozmowa z Danutą Piotrowską

Zdawałaś sobie w 1986 roku sprawę z tego, że Polish Line, którą chce zrobić z Jurkiem Kukuczką, to ogromne wyzwanie?

Mogłam tylko przypuszczać, że razem zrobią jakąś znaczącą drogę. Jednak miałam świadomość, że w górach nie ma pewniaków, że wszystko może się przydarzyć: permanentny brak pogody lub jej załamanie, przypadki ludzkie lub inne nieprzewidziane przeciwności… Tadeusz wiele mówił o tym wyzwaniu, przeżywał ogromne emocje i tak bardzo cieszył się z zaproszenia do udziału w wyprawie międzynarodowej. Po raz drugi jechał z Karlem Herrlighofferem, który był kierownikiem tej wyprawy. Tadeusz znów mógł dobrać sobie partnera i wybrał Jurka Kukuczkę. Chciał dać mu szansę zmierzenia się i zaliczenia K2, bowiem tej góry Jurek nie miał jeszcze w swej kolekcji ośmiotysięczników. A rywalizacja z Reinholdem Messnerem nabrała już rozpędu, stając się prawdziwym wyścigiem. Z Jurkiem Tadeuszowi dobrze się wspinało i miał do niego pełne zaufanie. K2 nie było ich pierwszym wspólnym wyjazdem. Wcześniej byli razem na Tiricz Mirze (1978) i Nanga Parbat (1985).

Miałam świadomość, że będzie to silny i ambitny zespół, odważnie atakujący jakąś nową lub dużą drogę, nieograniczający się do powtórzenia klasyków. Ale przed wyjazdem oni sami nie wiedzieli, co będzie tym wyzwaniem. Polish Line w ich świadomości nie istniała, bo jej nie było. Należało ją dopiero wykreować, „załoić” i nazwać. Ostateczną decyzję podjęli u stóp góry. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że wyprawa skończy się tak tragicznie. Na szczęście to były jeszcze czasy, kiedy najpierw zawiadamiano o wypadku rodzinę, a dopiero później pojawiała się informacja w mediach.

Rozmawiałaś z Jurkiem po wypadku?

Jurek, po powrocie do Polski, odwiedził mnie w Szczecinie. Było to dla mnie ważne, bo wiem, z iloma jego obawami ta wizyta się wiązała. Zdawałam sobie sprawę z tego, że tak naprawdę podczas tego spotkania to ja będę musiała opanować jego strach i zahamowania. Dla mnie pewna epoka w historii naszej rodziny się zakończyła, bo już dla nas nic nie miało być takie samo, a jego życie wciąż trwało, góry stanowiły kolejne wyzwania. Dlatego bardzo ten gest doceniałam.

Zostałam sama, z dwójką dzieci, bez pieniędzy, byłam ciężko przerażona… Miałam świadomość tego, że muszę wziąć się w garść i ciągnąć ten „wózek” dalej, bez względu na jego ciężar. Wiedziałam, że przede wszystkim muszę wychować i wyedukować nasze córki – Patrycję i Hanię, zapewnić im życiowe bezpieczeństwo. To było wielkie wyzwanie, moja diretissima.

Eliza Kubarska nakręciła film „K2. Dotknąć nieba” – wystąpiły w nim dzieci himalaistów, którzy zginęli na tej górze. Hania Piotrowska była jedną z bohaterek. Potrafi już patrzeć z dystansem na tragedię z 1986 roku?

Hania musiała, od samego początku pojmowania życia, mieć do faktu braku ojca, jeśli nie dystans, to zrozumienie, bo przecież ojca nie znała. Kiedyś wyartykułowała swój żal, że ojciec nigdy jej nie poczuł, nie wziął na ręce, nie przytulił, więc nie ma pewności, czy zaakceptowałby ją taką, jaka się narodziła. Takie dziecięce rozterki i niepewności, ale jakże znaczące…

Natomiast były takie momenty w naszym życiu, kiedy trochę mnie ojcem szantażowała emocjonalnie: „gdyby żył tata, to nie musiałabym chodzić na te głupie tańce” (taniec towarzyski był wówczas na topie, ale nauczyciela miała kiepskiego). Z drugiej strony czytała jednak książki Tadeusza, cytowała ich fragmenty w pracy pisanej podczas olimpiady językowej. Natomiast czy ona się rozliczyła z ojcem? Z mojej perspektywy to są bardzo trudne pytania, na które nawet po latach również mnie trudno odpowiedzieć. Bo gdy był właściwy czas, aby z nią porozmawiać, to ona za mało o ojcu wiedziała. Trzeba byłoby ją wprowadzać w emocje, a na to ja nie byłam gotowa. Natomiast dziś ona ma już swoje samodzielne życie i chyba pewien etap życia musiała zamknąć, i katharsis już nie potrzebuje. Natomiast Patrycja miała pełną świadomość tego, co wraz ze śmiercią ukochanego ojca utraciła na zawsze. To on wprowadzał ją w życie, pokazując ciekawsze strony świata, rozsuwał żelazną kurtynę. Ta trauma jest nieodwracalna, piętnuje i pustoszy.

Nigdy nie stawiałam ultimatum – rozmowa z Danutą PiotrowskąNigdy nie stawiałam ultimatum – rozmowa z Danutą Piotrowską

Nie masz czasem smutnego wrażenia, że Tadeusz Piotrowski jest dziś dla młodego pokolenia nieco zapomniany?

Zapominanie, a raczej zaniedbywanie minionego to naturalna kolej rzeczy. Często słyszę, że ktoś uczył się miłości do gór, czytając jego książki. Słyszę też pytania o wznowienia wyczerpanych nakładów. No, cóż… Tadeusz, mimo swoich niewątpliwych osiągnięć, nie był himalaistą na miarę Jerzego Kukuczki. Nie był też tak medialny jak Jurek. Nigdy nie kreowano jego legendy, choć zapisał się na trwałe w historii górskich dokonań przejściami o najwyższej, często przełomowej randze. Tego się nie zapomina. Zastanawiałam się czasami, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby żył. Jaka byłaby jego historia, gdyby nie tragedia na K2.

Ale mam nadzieję, że przez te książki, które będą kronikarskim zapisem wydarzeń i ludzi biorących w nich udział, uda się zachować od zapomnienia to, co zapomniane być nie powinno. Książki, które są i będą jeszcze na rynku wydawniczym, jego postać trochę przypomną. Ale czy to jest Tadeuszowi potrzebne? Na pewno nie, bo on już chodzi po tych swoich najwyższych górach i „moich” książek czytać nie będzie. Robię to przede wszystkim dla naszych dzieci i wnuków, żeby wiedziały, kim był ojciec i dziadek, po co i dlaczego jeździł w góry.

Ale – jak myślę – książki ważne będą również dla rodzin tych, którzy z nim w góry wyjeżdżali i z nich nie wrócili (Andrzej Bieluń, Piotr Kalus), a także dla tych, którzy mieli szczęście wrócić i dla ich rodzin, jako trwałe pamiątki przeszłości i młodości. Z takim zamysłem powstała książka o K2 i dlatego będą następne. Szkoda by było, gdyby zgromadzony bogaty materiał archiwalny z gór wszelakich – tych wysokich i tych najwyższych – przeleżał w szufladzie lub finalnie wylądował na śmietniku. W książce o K2 wszystkie wierzchołki mijane w drodze do celu ostatecznego są nazwane. Dzięki współpracy i wybitnej topograficznej wiedzy Jana Kiełkowskiego zdjęcia są nie tylko obrazami, utrwalonym zapisem emocjonalnym, ale wnoszą również ładunek informacyjny, merytoryczny. Nie bez znaczenia jest, że album o K2 został wydany jako pierwszy z serii „In memoriam”. Wynika to z faktu, że w tym roku obchodzimy 30. rocznicę wyprawy na K2 z 1986 roku, więc to najlepszy moment na wspomnieniowy zapis.

www.npm.pl
https://pl-pl.facebook.com/npm.Magazyn.Turystyki.Gorskiej