Przez ostatnich kilka miesięcy cały górski świat kręcił się wokół działalności polskiej wyprawy narodowej na K2. Chcąc nie chcąc natrafialiśmy na tony mniej lub bardziej sensownych informacji związanych z próbą podboju najwyższej góry Karakorum. Można już przyjmować zakłady, jak szybko usłyszymy pytanie: to kiedy powrót polskiej wyprawy pod K2?!

Ale Polski Związek Alpinizmu stoi dziś przed większą ilością niełatwych przedsięwzięć, jak chociażby igrzyska olimpijskie, które odbędą się w Tokio już w 2020 roku, czy szkolenie młodych alpinistów. Na te wszystkie tematy rozmawiamy z Piotrem Pustelnikiem, prezesem PZA, w wywiadzie udzielonym specjalnie dla Czytelników Portalu Górskiego.

Bartek Andrzejewski: Przy założeniu, że któregoś pięknego dnia Polacy staną zimą na wierzchołku K2, to jaką widzi Pan przyszłość dla himalaizmu, szczególnie w jego zimowej odsłonie?

Piotr Pustelnik: Zdobycie tej góry zimą zamknie pewien bardzo ważny rozdział w historii światowego himalaizmu. Zacznie się wtedy zupełnie nowe epoka. Pytanie, czy nowy etap działalności wysokogórskiej będzie się odbywał w innych górach niż ośmiotysięczne w zimie, czy też zimowe próby zdobywania szczytów się po prostu zakończą? Moje zdanie jest takie, że świat czeka na to polskie zimowe wejście, by tę historię już zakończyć. Jednocześnie wydaje mi się, że to, w którą stronę idzie dzisiejszy świat gór wysokich, określają trendy, które występują wśród najlepszych alpinistów. Oni w tej chwili skupiają się na himalaizmie eksploracyjnym. Szukają nowych wyzwań w tych częściach globu, gdzie eksploracja póki co jest bardzo skromna, bądź nie ma jej w ogóle.

Wywiad z Piotrem Pustelnikiem

B.A.: Więc przypuszcza Pan, że zainteresowanie himalaizmem obejmie góry niższe niż ośmiotysięczniki?

P.P.: Mam przeczucie, że właśnie ten kierunek będzie się wzmacniał. Że ludzie pójdą w stronę gór niekoniecznie najwyższych, ale tych, których jeszcze nie zdobyto, do których ciężko dotrzeć. To zaś będzie wymagało od eksploratorów bardzo kreatywnego podejścia. Być może ośmiotysięczniki będą czekały na jakieś niezwykle ambitne projekty, których będą podejmować się wspinacze z absolutnej światowej czołówki. Jest też prawdopodobne, że ośmiotysięczniki będą już tylko polem realizacji wypraw typowo komercyjnych.

B.A.: Czy sądzi Pan, że młode pokolenie polskich alpinistów stać na działalność eksploracyjną w najwyższych łańcuchach górskich świata? Interesuje mnie, czy po prostu dostrzega Pan potencjał tego rodzaju u adeptów alpinizmu w naszym kraju?

P.P.: Zdecydowanie tak. Uważam, że to pokolenie, które wspina się z a ambicjami sportowymi stać na realizację takich przedsięwzięć. Mamy już pierwsze przebłyski, że tego typu działalność jest przez młode pokolenie na poważnie brana pod uwagę. I myślę, że taki trend będzie się umacniał z kilku ważnych powodów. Po pierwsze dlatego, że jest dla nich szansa na stricte sportowe zrealizowanie się. Z drugiej zaś, ten trend eksploracyjny może być znacznie tańszy niż działalność w górach ośmiotysięcznych. Będzie zatem łatwiej o sponsorów, którzy nie będą zmuszeni do wykładania grubych tysięcy dolarów, tylko kwoty do zaakceptowania. Tak więc uważam, że to nie jest tylko sfera moich marzeń, ale coś, co już w świecie gór wysokich się dzieje.

B.A.: No właśnie, temat finansów to temat trudny. Bez solidnego zastrzyku gotówki ciężko w ogóle myśleć o realizacji wysokogórskich przedsięwzięć. Ostatnia wyprawa narodowa była tego najlepszym przykładem.

P.P.: Zgadza się, finansowe zagadnienie dla takich wypraw jest bardzo trudne. PZA bazuje głównie na finansach społecznych, czyli na pieniądzach z Ministerstwa Sportu i Turystyki i musi dostosować się do zasad panujących w tej kwestii w polskim sporcie. Zatem naszym zadaniem Związku, będzie uzasadnianie potrzeby przyznania takich dotacji na wyżej wspomnianą przeze mnie działalność. Uważam, że nie będzie to sprawa łatwa, ale jak najbardziej osiągalna.

Wywiad z Piotrem Pustelnikiem

B.A.: Ma Pan sprawdzoną metodę na pozyskanie sponsorów?

P.P.: Ze sponsorami trzeba pracować z dużą cierpliwością. Naszym zadaniem jest tłumaczyć im, że to, co jest „naj”, może być umieszczone w innym miejscu, niż tylko na wierzchołku góry ośmiotysięcznej. Poza tym tego typu wydarzenia muszą być w efektowny sposób przedstawione, a później udokumentowane. Z takich wyjazdów muszą powstawać profesjonalne filmy, obszerny materiał fotograficzny. Bardzo ważny jest pomysł, szczególnie, jeśli chce się przyciągnąć uwagę zarówno szerokiej widowni, jak i sponsorów ewentualnych wypraw. Zauważmy, że nikt nie otrzymał Złotego Czekana za zimowe wejście na szczyt, dostają je eksploratorzy, a to też o czymś świadczy.

B.A.: Technologia z nizin coraz śmielej przenosi się wraz z wyprawami w góry wysokie. Nie aż tak dawno temu o Internecie w bazie można było tylko pomarzyć. Dziś, przy odpowiednim wsparciu finansowym dla wyprawy jest to właściwie swego rodzaju standard. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?

P.P.: No cóż, wyprawa na K2 uświadomiła wszystkim kilka prawd. Po pierwsze, że jest to przedsięwzięcie z góry skazane na zainteresowanie i potężną aktywność mediów. Od tego w dzisiejszych czasach uciec się po prostu nie da. Zamiast z tym walczyć, lepiej będzie znaleźć sposoby na maksymalne usprawnienie tej komunikacji. Druga sprawa wiąże się ze sposobem komunikacji w trakcie trwania takiej wyprawy. Kolejna tego typu inicjatywa będzie z pewnością wymagała solidnej agencji public relations, ale również sprawnego zespołu szukającego sponsorów. Uważam, te sprawy wymagają zmian organizacyjnych.

B.A.: Podczas wyprawy trudno było nie odnieść wrażenia, że zupełnie rozszczelniła się ona medialnie. Brakowało jednego, sprawnego kanału informacyjnego, a relacjonować wydarzenia mógł właściwie każdy z członków zespołu.

P.P.: Dokładnie tak i niestety była to z całą pewnością kwestia związana z otwartym dostępem do Internetu w bazie. Ludzie, którzy posiadają umiejętność posługiwania się mediami społecznościowymi, a większość ludzi na tej wyprawie to potrafiła, po prostu robili swoje. A wtedy cała koncepcja trzymania się jednego kanału przepływu informacji najzwyczajniej upadła.

B.A.: Od 2 lat pełni Pan funkcję prezesa Polskiego Związku Alpinizmu. Nie ulega wątpliwości, że zimowa wyprawa na K2 była, jest i w dalszym ciągu będzie jednym z najważniejszych celów związku. Ale w pewnym sensie jest to tylko „wierzchołek góry lodowej”. Arcyważnym zadaniem będą przecież przygotowania do Letnich Igrzysk Olimpijskich, które odbędą się w roku 2020 w Tokio.

P.P.: Ważnych celów mamy zatem co najmniej kilka. Priorytetem jest oczywiście przygotowanie się do nadchodzących Igrzysk. Ale w szczerszej perspektywie musimy szykować grunt pod Igrzyska, które odbędą się roku 2024 w Paryżu. Impreza w Japonii, to już bardzo nieodległa przyszłość, więc jeśli nie mamy jeszcze silnej obsady sportowej, to wytrenowanie zawodników w tak krótkim czasie może być sporym problemem. Natomiast w przypadku Igrzysk w Paryżu, mamy zdolną młodzież, którą już należy szykować pod tę właśnie imprezę. Zatem na Tokio musimy spoglądać z dużą uwagą, ale wzrokiem należy sięgać już do Igrzysk w Paryżu.

Wywiad z Piotrem Pustelnikiem

B.A.: Młodzież przygotowywana do Igrzysk, to jednak zupełnie inna droga niż w przypadku młodych adeptów alpinizmu. Jak wygląda na chwilę obecną ścieżka ich rozwoju?

P.P.: Dla mnie rozwój młodych olimpijczyków jest równie ważny, co rozwój grupy młodzieżowej wspinania outdoorowego, która istnieje przy PZA. „Absolwenci” tej grupy są kandydatami do udziału w wyprawach eksploracyjnych, o których wspomniałem wcześniej. Bardzo zależy mi na nieustannej wymianie pokoleniowej. Chciałbym żeby do tego nurtu dołączali nowi wspinacze. Ten cykl nie może być zakłócony, jeśli chcemy jakkolwiek myśleć o polskim wspinaniu długofalowo. Tutaj bardzo ważna jest dla nas szkoleniowa baza tatrzańska.

B.A.: Jak zatem Polski Związek Alpinizmu radzi sobie taką ilością zadań? Każdy z wątków działalności zarządu, które dotychczas poruszyliśmy w naszej rozmowie, wymaga ciężkiej pracy i poświęconej uwagi.

P.P.: Nie ukrywam, że na dziś ważne są także zmiany w samych strukturach związku. Nasza praca opiera się bowiem na działalności społecznej. Pojawianie się coraz to nowych wątków, jak chociażby teraz w kwestii Igrzysk Olimpijskich, powoduje, że przybędzie dużo pracy typowo administracyjnej. Chciałbym, żeby ludzie mający w pespektywie cały ten natłok zadań, otrzymywali za nie wynagrodzenie.

B.A.: Jest jeszcze jedna (w moim odczuciu) bardzo ważna kwestia. Mam na myśli himalaizm kobiecy. Polki przez lata pisały piękną historię polskiego i światowego wspinania. Współcześnie niektóre przedstawicielki środowiska mówią wprost o marginalizowaniu tego tematu. Czy dostrzega Pan ten problem?

P.P.: Myślę, że jest to problem trochę wymyślony. Z moich doświadczeń wynika, że takich problemów nie było też wcześniej. Wspinałem się przecież swego czasu z Kingą Baranowską i zawsze była traktowana jako normalny, pełnoprawny członek wyprawy. Mówienie, że istnieje himalaizm męski i himalaizm damski jest trochę szukaniem podziałów na siłę. Może za czasów Wandy Rutkiewicz mieliśmy do czynienia z takim różnicowaniem wypraw, ponieważ sama Wanda miała aspiracje w organizacji wypraw kobiecych. Ale to nie tworzyło podziałów, bo kobiety po prostu chciały się wspinać w zespołach kobiecych. Dziś natomiast mamy niestety posuchę jeśli chodzi o dziewczyny, które są zainteresowane górami. Należy pamiętać, że dobre projekty zawsze bronią się same. Więc jeśli trafi w nasze ręce dobry projekt wyprawy wysokogórskiej w składzie kobiecym, to nie będzie żadnych problemów, żeby go wesprzeć.

Wywiad z Piotrem Pustelnikiem

B.A.: Spytam jeszcze, czym zajmuje się Piotr Pustelnik, kiedy znajdzie nieco przestrzeni na realizację własnej pasji?

P.P.: Od pewnego czasu zajmuje się projektami, które są związane z działalnością na obszarach subarktycznych. Zamieniłem noszenie ciężkich plecaków na ciągnięcie ciężkich sań. Mentalnie i fizycznie przygotowuję się do tego, by wyjechać na biegun południowy. Na przykład w zeszłym roku byłem na trawersie Grenlandii śladami Nansena, a teraz chcę wybrać się na Antarktydę. Nie jest to projekt łatwy do zorganizowania, bo chociażby pozyskanie funduszy stanowi nie lada wyzwanie. Oczywiście cały czas czuję się alpinistą. Może chwilowo w górach nie jestem aktywny, ale góry były, są i w dalszym ciągu będą w moim zasięgu. Pewne jest to, że definitywnie pożegnałem się już z górami najwyższymi.

B.A.: W imieniu swoim oraz Czytelników Portalu dziękuję za rozmowę.

zdjecia z arch. Piotra Pustelnika, Ryszarda Pawłowskiego i Bartosza Andrzejewskiego