Anna Szafraniec-Rutkiewicz urodziła się 16 lutego 1981 roku w Myślenicach. Na swoim koncie ma m.in. wicemistrzostwo świata w cross-country. Polka z powodu arytmii musiała przerwać swoją bogatą w sukcesy karierę. Przeszła cztery zabiegi ablacji i zmaga się z częstoskurczami serca. Zapraszamy do krótkiego wywiadu z byłą kolarką górską.

Fot. Anna Szafraniec-Rutkiewicz

Maciej Mikołajczyk: Swoje życie nazywasz wegetacją. To mocne określenie. Jak się dzisiaj czujesz? Jak wygląda twój dzień?

Anna Szafraniec-Rutkiewicz: Jeśli chodzi o moje aktualne samopoczucie, to z pewnością jest lepsze, niż było zaraz po tych wszystkich ablacjach, chociaż jest dalekie od tego, które miałam przed pojawieniem się problemów z arytmią. Każdy dzień w zasadzie wygląda tak samo, czyli spokojne życie, unikanie stresu i emocji, ponieważ każde takie momenty powodują nasilenie się arytmii.

Korzystasz z pomocy psychologa? Towarzyszy Ci apatia, anhedonia albo depresja?

- Nie korzystam z pomocy psychologa, ponieważ nawet będąc zawodowym sportowcem, z takiej pomocy nie korzystałam. Miałam czasami styczność z psychologami, ale żaden nie przekonał mnie do siebie. Zawsze starałam się sama sobie pomóc poprzez czytanie książek psychologicznych, motywacyjnych lub oglądanie filmów z takiej dziedziny. Jasne, że miewam dni, które można nazwać depresyjnymi, gdyż bardzo brakuje mi sportu oraz dążenia do doskonałości, które procentowało zdobywaniem medali, ale wtedy staram się czymś zająć, żeby nie mieć za dużo czasu na takie „czarne chwile”.

Przyznajesz, że od kolarstwa jesteś uzależniona. Nie brakuje Ci w domu adrenaliny?

- Oczywiście, że mi brakuje ,ale niestety arytmia odebrała mi możliwość zawodowego uprawiania sportu i muszę ten fakt zaakceptować, choć nie jest to łatwe.

Masz kontakt z Mają Włoszczowską?

- Tak, mam kontakt z Mają, jak i z innymi dziewczynami z kolarstwa. Nie jest to częsty kontakt, ale najważniejsze, że jest.

W 2002 roku zostałaś wicemistrzynią świata w kolarstwie górskim. Jak wspominasz rywalizację w Kaprun? Przed startem czułaś szansę na medal?

- Czułam, że jestem w dobrej dyspozycji, ale nie spodziewałam się, że to wystarczy na zdobycie srebrnego medalu. Tydzień później startując na finale Pucharu Świata również zajęłam drugie miejsce, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że ten sukces nie był przypadkowy. Na pewno warunki, jakie panowały na trasie były dla mnie sprzyjające. Padał ulewny deszcz, co spowodowało, że trasa była niezwykle śliska i bardzo techniczna, a ja w takich warunkach czułam się jak ryba w wodzie.

Jak oceniasz obecną kondycję polskiego kolarstwa?

- Ogólnie polskie kolarstwo jest na bardzo wysokim poziomie. Mamy kilka perełek, jak Kasię Niewiadomą, Michała Kwiatkowskiego, czy Rafała Majkę, którzy zaliczają się do najlepszych kolarzy na świecie. Oprócz nich jest wielu innych młodych zawodników, którzy albo już stawali na najwyższym stopniu podium albo niebawem na nim staną.

Czego najbardziej żałujesz po przymusowym przerwaniu swojej kariery?

- Tego, że nie było mi dane wystartować na igrzyskach olimpijskich w Brazylii. Zdawałam sobie sprawę z tego, że będzie to moja ostatnia ważna impreza przed zakończeniem kariery sportowej i to właśnie do niej chciałam się przygotować jak najlepiej. Miałam ułożony plan, który przewidywał szczyt formy właśnie na te zawody. Wiem, że byłabym optymalnie przygotowana, na ile by to wystarczyło, nie wiem i nigdy już się nie dowiem i chyba tak naprawdę tego najbardziej żałuję.

Sporego pecha miałaś już przed ablacjami. Z powodu kontuzji nie wystartowałaś na igrzyskach olimpijskich w Londynie. Jak przeżyłaś wówczas tę sytuację?

- Nie do końca tak było, że przez kontuzję nie wystartowałam w Londynie. Gdyby od początku wewnętrzne warunki kwalifikacji były jasno określone, to myślę, że sprawa wyglądałaby inaczej. Starty w igrzyskach od początku nie były mi pisane z wyjątkiem Aten, gdzie startowałam. Pierwszej szansy zostałam pozbawiona w 2000 roku, kiedy jako mistrzyni świata juniorek otrzymałam dziką kartę na start w Sydney, ale ówczesny prezes stwierdził, że jestem za młoda i nic tam nie osiągnę. Kolejne starty w Pekinie i Londynie to nie jasne warunki wewnętrznej kwalifikacji, aż w końcu Rio, gdzie zostałam wyeliminowana przez chorobę i tak naprawdę to jedyna uzasadniona eliminacja, z którą się pogodziłam.

Wywiad z Anną Szafraniec-Rutkiewicz przeprowadził Maciej Mikołajczyk