Jego największym marzeniem jest spędzanie jak największej ilości czasu w górach. Chciałby zdobyć Koronę Ziemi. Ma 31 lat, urodził się w Żywcu ale aktualnie mieszka w Warszawie. Znajomi i bliscy mówią na niego Habdi. Nazywa się Tomasz Habdas i jest bardzo ciekawą postacią ze świata gór. Kilka lat temu zostawił pracę w korporacji i założył własną firmę. Chciałby kiedyś rzucić swój biznes i w pełni poświęcić się pasji.

„Bo właśnie tam jestem najlepszą wersją siebie” – rozmowa z Tomkiem Habdasem o pasji i życiu codziennym
Tomek Habdas, Beskid Śląski - schronisko na Szyndzielni, archiwum prywatne

Swoją przygodę z górami rozpoczął już w wieku 9 lat. Rodzice wyciągali go głównie w Beskidy na wycieczki z racji miejsca zamieszkania. Dzięki nim poczuł, że góry pokocha na dłużej. Odkrywając swoją pasję na rodzinnych wycieczkach zrozumiał, że góry stały się dla niego czymś naprawdę ważnym. Czymś co dzisiaj sprawia, że oddycha swobodniej.

Mówi, że jego ulubiony kolor to zielony, a do mamy zawsze wraca na ulubiony żurek. Co ciekawe inspiruje go Martyna Wojciechowska: Podziwiam ją za to jak z pasji do podróżowania zrobiła swój zawód. Sposób, w jaki łączy życie rodzinne, zawodowe i realizację swoich potrzeb, daje i mi dodatkową energię do podążania w tym kierunku. – mówi Tomek.

Rozmowę z Tomkiem przeprowadziła dla Portalu Górskiego redaktor Kasia Irzeńska – blogerka podróżniczka. Również zakochana w górach.

… Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku …

Katarzyna Irzeńska: Tomku, Twoja przygoda z górami ciągnie się już od kilku dobrych lat. Jakbyś mógł w skrócie przedstawić historię od czego się to wszystko zaczęło?

Tomasz Habdas: Moja przygoda z górami rozpoczęła się w Beskidach, bo tu się urodziłem i tu jest mój dom rodzinny. Gdy miałem około 8-9 lat mój tata wymyślił, że będziemy chodzić po górach. Dlatego wraz z rodzicami przemierzaliśmy górskie szlaki, gdzie każdy z nas miał inny cel. Moim było zebranie jak największej liczby pieczątek :)

Jeździłem w góry praktycznie całe dzieciństwo. Motorem napędowym tych wyjazdów był głównie mój tata. Praktykował „starą szkołę” chodzenia po górach, zatem początkowe wyjazdy miały miejsce w ustalonym okresie - odbywały się od maja do września, ponieważ zimą nie wybierał się na szlaki. Byliśmy jego wiernymi towarzyszami górskich wypadów aż do liceum, kiedy to sam zacząłem zajmować się organizowaniem pierwszych wyjść w góry ze znajomymi. Nocowaliśmy głównie w beskidzkich schroniskach. Potem wyjechałem na studia do Warszawy. Temat gór trochę przycichł, ale kontakt z nimi i tak miałem cały czas. Jakieś 6 lat temu powróciłem na szlaki i odwiedzałem je w miarę regularnie. Ostatnie 2-3 lata to już bardzo intensywna praca w górach. Teraz znajomi się śmieją, że jest to już jakiś rodzaj ciężkiego uzależnienia.

„Bo właśnie tam jestem najlepszą wersją siebie” – rozmowa z Tomkiem Habdasem o pasji i życiu codziennym
Tomek Habdas, Tatry Zachodnie - Ornak, archiwum prywatne

KI: W Twoim życiu góry odgrywają bardzo ważną rolę. Rzuciłeś pracę w korporacji i masz zamiar rzucić własną firmą, by zająć się w 100 % działalnością górską. Czym zajmujesz się aktualnie we własnej firmie? Czy nie boisz się ryzyka?

TH: Pracowałem 3 lata w korporacji. Firma zajmowała się bankowością. Rzuciłem tę pracę, ponieważ zawsze marzyłem o własnej firmie. Wraz z moim przyjacielem - obecnie wspólnikiem - założyliśmy swoją działalność.

… KI: a czy jest ona związana z tematyką górską?

TH: Nie! (śmiech). Jest to branża gastronomiczna. Zupełnie inny świat. Mamy lokal gastronomiczny, ale zajmuję się także doradztwem i szkoleniami. Pomagam innym w prowadzeniu placówek gastronomicznych w aspekcie finansowym i zarządczym. Mimo własnego biznesu, góry są ze mną cały czas. Z roku na rok mój urlop wydłużał się, a ja przebywałem w coraz wyższych górach, poświęcając temu coraz więcej czasu. Muszę podkreślić, że mój wspólnik jest bardzo wyrozumiały, dzięki czemu mam czas na realizację pasji. Jestem mu bardzo wdzięczny, bo nie każdy zgodziłby się na takiego partnera w biznesie. Poukładaliśmy sobie zajęcia i zadania tak, że każdy wie co ma robić. Staram się dbać o biznes, a z drugiej strony cały czas pielęgnować górską pasję.

Dwa lata temu postanowiłem, że w górach będę raz w miesiącu. Praktykowałem to, ale dzisiaj widzę, że jestem w nich o wiele częściej. Po powrocie do Warszawy przez tydzień lub dwa skupiam się na pracy, by potem znowu móc wyskoczyć gdzieś na górskie szlaki, chociaż na kilka dni. Nasza firma działa już 5-6 lat, ale czuję, że potrzebuję zmiany. Obecnie moim celem jest „ucieczka z własnej firmy” i wiem, że jest to wykonalne. Wszystko zależy ode mnie i mojego podejścia do realizacji tego celu. Chciałbym zająć się górami na poważnie, również w sferze zawodowej. Potrzebuję jednak sponsorów, by realizować swoje kolejne górskie cele.

Pytałaś o ryzyko. Zauważyłem, że decyzje jakie podejmowałem w ciągu ostatnich kilku lat – chociażby ze studiami – były podejmowane „pod wiatr”. Jest wiele osób, które rzucają wszystko i mają tysiące pomysłów na życie. Oczywiście każdy podejmuje ryzyko. Ja także. Poszedłem na studia do Warszawy, chociaż wszyscy mi odradzali, bo za daleko. Kiedy rzuciłem korpo to moja rodzina była niezadowolona i uznała, że było to dość szalone i nieodpowiedzialne, ponieważ w ich mniemaniu miałem „cudowną pracę”. Założyłem firmę z przyjacielem i też nie wiedziałem, czy to się uda. Minęło kilka lat, nadal działamy. Widzę również jak wiele pracy trzeba włożyć w moją pasję. To nie tylko działanie w górach. Obróbka zdjęć, materiału, spotkania. To zajmuje ogrom czasu, dlatego chciałbym się tym zająć już na 100 proc., by pasja stała się moją pracą. Wierzę, że uda mi się to osiągnąć. Napędza mnie świadomość, że mogę to zrobić. Dodatkowo bardzo pozytywnie działa na mnie społeczność. Wiele ludzi mnie wspiera i daje znać, że to co robię ma sens i że ich to ciekawi. Dlatego nie chciałbym kiedyś wrócić do przysłowiowego „biurka”, ale jeżeli będę musiał to zrobię to z ogromnym smutkiem. Jednak staram się myśleć pozytywnie i skupiać na osiągnięciu celu.

„Bo właśnie tam jestem najlepszą wersją siebie” – rozmowa z Tomkiem Habdasem o pasji i życiu codziennym
Tomasz Habdas, Elbrus. Kaukaz.

KI: W jakim momencie pomyślałeś o Koronie Ziemi? Jej zdobywanie wymaga ogromnego wkładu finansowego, a przede wszystkim przygotowań zarówno psychicznych, jak i fizycznych. Czy zacząłeś już jakieś przygotowania pod tym kątem?

TH: Mam ogromne szczęście do poznawania ciekawych ludzi w moim życiu. W trakcie studiów poznałem mojego przyjaciela, był tak naprawdę moim kolegą z dzielnicy. Zaczęliśmy się spotykać w Żywcu. Był wtedy bardziej doświadczony ode mnie. Na jednym z wyjazdów w Tatry zabrał mnie na Orlą Perć. Przeszliśmy ją całą. Na inny wypad w Tatry, wtedy akurat zimą, zabrał mnie na Kościelec i weszliśmy na niego szczęśliwie w rakach z czekanami. Wiedziałem gdzie idę i jakie jest ryzyko, ale zaufałem Maćkowi i do dzisiaj mu ufam. Pojeździliśmy trochę po Beskidach i Tatrach, potem byliśmy na Ukrainie, następnie Rumunia - Moldoveanu - był to najwyższy szczyt dla mnie jak do tej pory, bo ponad 2500 m n.p.m. Wiedzieliśmy, że dobrze wychodzą nam te wypady w góry, więc w kolejnym roku padła propozycja wejścia na Mont Blanc. Tu pierwszy raz w życiu odczułem objawy choroby wysokościowej. Nawet teraz, po czasie, mogę przyznać, że było to najtrudniejsze ze wszystkich moich wejść. Popełniliśmy tam kilka błędów, góra dała nam trochę w kość, ale dzisiaj potrafimy z tego wejścia wyciągnąć wiele wniosków. Potem pojawił się pomysł z Elbrusem. Uznałem, że jeżeli w wieku 29 lat mam już tyle za sobą to jeszcze więcej przede mną. Stąd pomysł na Koronę Ziemi.

Na co dzień nie stosuję specjalnych treningowych przygotowań, ale dbam o to, by być stale aktywnym. Biegam, chodzę na siłownię i basen. Czasem można mnie spotkać na ściance wspinaczkowej. Poza tym każdy mój wyjazd to również forma treningu. Jednak przed wejściem na Elbrus wiedziałem, że to nie wystarczy. Przygotowanie w góry wysokie jest bardzo ważne. W czasie poprzedzającym wyprawę zgłosiłem się do mojego kolegi, trenera. Trzy miesiące przed wyjazdem wykonywałem jego trening. Widzę wyraźną różnicę pomiędzy wejściem na Elbrus wraz z przygotowaniem treningowym a wejściem na Mont Blanc bez takiego przygotowania. Dało mi to do myślenia. ,Teraz wiem, że odpowiednio rozpisany trening ma także kluczowe znaczenie dla naszej formy przed zdobyciem szczytu. Trening, który teraz wspominał, polegał głównie na pracy nad wydolnością. Jeśli chodzi o strefę psychiczną to zawsze staram się być w pełni skupiony przed wejściem na szczyt.. Widzę siebie na nim i wyobrażam sobie, że cieszę się z jego zdobycia. To działa na mnie pozytywnie i nastawia do realizacji celu.

KI: Czy myślisz o zdobywaniu gór wysokich solo?

TH: Absolutnie nie. Wolę zdobywać szczyty z osobami, które są na moim poziomie lub wyższym. Cenię sobie możliwość obcowania z ludźmi, którzy mają większe doświadczenie i się nim dzielą. W górach ważne jest dla mnie bezpieczeństwo, dlatego na chwilę obecną nie wyobrażam sobie zdobywania szczytów gór wysokich solo. Na pewno również przewodnik będzie kluczową postacią w miejscach, które tego wymagają. Bezpieczeństwo stawiam na pierwszym miejscu. Poza tym ludzie o podobnej pasji mają podobną energię. Zdobycie z kimś szczytu, kto ma ten sam cel, daje podwójną satysfakcję.

KI: Jak zapatrujesz się na podróżowanie? Czy oprócz zdobywania górskich szczytów lubisz odkrywać nowe miejsca?

TH: Wszystko zależy od tego ile mam czasu w danym miejscu. Jestem otwarty na zwiedzanie okolicznych miejsc w zasięgu szczytu. Staram się wychodzić z założenia, że szczyt jest najważniejszy, a potem cała reszta – to ważne, by się nie rozpraszać. Jeżeli mam czas i możliwości na wycieczki - chętnie to robię. Gdy byliśmy w Maroko, w górach Atlas i zdobywaliśmy Jebel Toubkal to wiedziałem, że poza szczytem mamy dużo czasu na zwiedzanie, dlatego udało nam się pojechać nad Ocean, byliśmy w Marrakeszu i w kilku innych fajnych miejscach. Po Mont Blanc też zwiedzaliśmy dwa dni Chamonix. W Gruzji zaś odwiedziliśmy wioskę Kazbegi. Lubię odkrywać miejsca, więc jak tylko jest czas na zwiedzanie to czemu nie. Szczególnie, że jest się tak daleko i ma się okazję, by zobaczyć coś nowego.

KI: Dużo Twoich vlogów nakręciłeś w Beskidach i Tatrach. Co czujesz jak jesteś w naszych polskich górach?

TH: Jestem zachwycony polskimi górami. Zauważyłem, że czasem podczas rozmów z ludźmi na szlaku używam wyrażeń typu np. „u nas na Rysiance”. Darzę szczególnym sentymentem Beskid Śląski, Żywiecki oraz Mały. Wychowałem się w Beskidach i to zawsze będą moje Beskidy. Nie mam swoich ulubionych gór, bo wszystkie są piękne, ale z racji miejsca pochodzenia najbardziej związany jestem z Beskidami Zachodnimi. Bardzo lubię też Tatry. Nie rozdzielam gór za pośrednictwem szczytów – wysoko, nisko. Potrafię wrócić z Alp i na następny dzień jechać w Beskid Mały i się tym zachwycać. Polskie góry są przepiękne. Ubolewam, że jeszcze nie dotarłem w Sudety, ale w końcu trafię i tam. Wyjazdy w polskie góry zawsze daję mi dużo radości. Gdy tylko mijam Bielsko-Białą na trasie i zaczynam dostrzegać poszczególne szczyty na horyzoncie to od razu na mojej twarzy pojawia się ogromny uśmiech.

Odnośnie samych vlogów to na początku były nakręcane bez mojej osoby, potem stopniowo zacząłem pojawiać się w kadrze, ale gdzieś z tyły, a dzisiaj moja postać to główny bohater vlogów, gdzie bez problemu mówię o swoich emocjach i miejscach, w których akurat przebywam. Lubię też wspominać o panoramach górskich i wymieniać okoliczne szczyty. Dzięki temu mogę pokazać ludziom nie tylko topografię, ale również podzielić się z nimi moją wiedzą Widzę, że te vlogi są często odwiedzane i komentowane, dlatego napędza mnie to do dalszego działania.

KI: Wiesz, że słuchanie Ciebie na Instagramie na InstaStory wciąga? Widać, że kochasz to co robisz. W dzisiejszych czasach to bardzo ważne, by być prawdziwym. Ty jesteś.

TH: Naprawdę? Miło :) Staram się być sobą.

„Bo właśnie tam jestem najlepszą wersją siebie” – rozmowa z Tomkiem Habdasem o pasji i życiu codziennym
Tomasz Habdas, Grossglockner. Alpy, Austria.

KI: Jak wyglądają Twoje przygotowania do zdobycia w 2019 roku Kilimandżaro? Dlaczego padło na zdobywanie dachu Afryki?

TH: Nie będę oryginalny. To jest po prostu naturalna kolej rzeczy. Przede wszystkim jest to podyktowane poziomem trudności i kosztami. Zazwyczaj ludzie robią Mont Blanc, Elbrus, potem decydują się właśnie na Kilimandżaro. Dlatego również u mnie przyszło to naturalnie. Moje aktualne wyjazdy są pewnego rodzaju przygotowaniami, do tego mam zamiar włączyć, jak przed Elbrusem, plan treningowy, który poprawi moją wydolność. Aklimatyzację chcę zrobić podczas wejścia na Meru, w Tanzanii. Potem kolejnym krokiem będzie wejście na Kilimandżaro. Wiem, że choroba wysokościowa na Kili robi swoje, dlatego ważne jest dobre przygotowanie.

KI: Latem 2019 roku chcesz także przejść Główny Szlak Beskidzki i połączyć to przejście z akcją charytatywną. O jakiej akcji konkretnie mowa?

TH: GSB przyszło mi do głowy przypadkowo. Będzie to na pewno fajna przygoda. Chyba cieszę się nawet bardziej na GSB niż na Kilimandżaro. Stwierdziłem, że do tego czasu uda mi się powiększyć mój społecznościowy zasięg i będę mógł poprzez to komuś pomóc. Akcje charytatywne są bardzo potrzebne. Mam już kilka potencjalnych osób, o których myślę, ale ciężko mi teraz dokładnie stwierdzić, kogo wesprę. Dużo może się jeszcze zmienić, ale ja bardzo chciałbym móc komuś po prostu pomóc, dzięki temu co robię na co dzień. Z doświadczenia wiem, że nawet bardzo mała pomoc może bardzo wiele zdziałać.

KI: Twoim kolejnym pomysłem jest zdobywanie Korony Europy. Opowiedz coś więcej o tym. Patrząc na nasz kraj, czy zdobyłeś może Koronę Gór Polski?

TH: Korona Ziemi jest jednym z moich życiowych celów. Ogólnie tych szczytów jest bardzo dużo. Dlatego założyłem, że fajnym pomysłem będzie zdobywanie Korony Europy w międzyczasie. Przy okazji obecnie powoli realizuję Koronę Gór Polski. Nie wyznaczam sobie na to konkretnego czasu. Mam zamiar po prostu realizować swoją pasję. Jestem także zakochany w Słowacji. Jest tam co robić i mam w planach zdobyć Koronę Gór Słowacji. Mam na to wszystko czas, nic na siłę.

KI: Czy wyobrażasz sobie życie bez chodzenia po górach?

TH: Oczywiście, że NIE!

Miałem kiedyś poważny problem z kręgosłupem. Miesiąc leżałem w łóżku. Nie mogłem się ruszyć. Wszyscy lekarze skreślili już moją pasję. Wszyscy odradzali mi powrót w góry. Było to dla mnie jak wyrocznia. Pewnego dnia trafiłem w dobre ręce lekarza - traumatologa sportowego. A następnie poznałem mojego obecnego rehabilitanta. To oni wyciągnęli mnie z tego „dołka” i pokazali jak mam postępować z organizmem, by wrócić do formy, a potem jak pracować nad sobą, by nie dopuścić do powrotu choroby. Nawet jeśli pojawią się w moim życiu jakieś przeciwności, to będę robił wszystko, by się im przeciwstawić. Jestem najlepszym przykładem tego, że praca nad sobą może zdziałać cuda.

KI: A co sądzą o Twojej pasji rodzina i najbliżsi?

TH: Dla rodziców idealnie byłoby gdybym się zatrzymał w polskich górach i to najlepiej w okresie letnim. Wiem jednak, że rodzice są ze mnie dumni. Zawsze się o mnie martwią, ale wiedzą jak góry są dla mnie ważne. Kiedyś częściej starali się mnie przekonać do tego, żebym nie jechał na kolejną wyprawę. Dzisiaj już tego nie robią, ale zawsze się martwią i podkreślają, bym na siebie uważał. Zaakceptowali moją pasję. Nie raz wpadam do domu i szybko zbieram się na szlak, by wieczorem spędzić czas z rodziną. Mama nie zawsze była z tego zadowolona, ale w pewnym momencie wszyscy doszliśmy do kompromisu i akceptacji moich zachowań. Dziś wiem, że rodzice szanują i akceptują moją pasję. Zawsze na mnie czekają i zawsze jest fajnie wrócić do mamy na żurek czy gołąbki :)

KI: Ogromnie dziękuję Ci za rozmowę. Mówisz z taką pasją, że można by tak rozmawiać do rana :)

TH: Również dziękuję bardzo. Tak, kocham to co robię i mógłbym o górach opowiadać godzinami.

P.S. Zadałam Tomkowi też bardzo trudne pytanie. Czy nie boi się śmierci w górach. Odpowiedział bardzo dojrzale. Tak, boi się. Każdy kto chodzi po górach - wysokich czy niższych - musi mieć świadomość tego, że każde wyjście może stać się niebezpiecznym. Jednakże Tomek nigdy nie stara się iść pod prąd w kwestii bezpieczeństwa. Zdrowie i życie jest na pierwszym miejscu. Jeżeli trzeba, potrafi się wycofać. Podjął już trudną, ale słuszną decyzję pod Kazbekiem. Uważam, że jest człowiekiem pełnym pasji, ale jest także rozsądnym i dojrzałym facetem.

Więcej o Tomku poczytacie i posłuchacie w social mediach:
Facebook: https://www.facebook.com/W-Szczytowej-Formie-961039014016908/
Instagram: https://www.instagram.com/wszczytowejformie/?hl=pl
YouTube: https://www.youtube.com/channel/UCdfybyCUVAxIt4kNxkdbnbA?view_as=subscriber
Wsparcie wypraw na Patronite: https://patronite.pl/wszczytowejformie

Tomek jest także członkiem Bobby Teamu, inicjatywy wspierającej prawdziwą pasję, zaangażowanie i dążenie do wyznaczonego celu.