Czy zastanawialiście się kiedyś, jaki jest dobry moment by rozpocząć przygodę z górami wraz z rodziną?

Jaki jest odpowiedni wiek dzieciaków, by zrozumiały i doceniły piękno gór? No właśnie, ja tez nie ;) Jest Nas czwórka, Mama Ola (lat … skończone 18), Tata Maciek (lat 44), Michalina (lat 11) i Mieszko (lat 9).
Wakacje w roku 2020 chciałem zaplanować jakoś rodzinnie. Wiadomo na co dzień szkoła, praca i jakoś tak mało czasu na wspólne spędzanie czasu. Zacząłem planować dość wcześnie (listopad 2019) aby się dobrze przygotować. Opracowałem trasę, zarezerwowałem wstępnie noclegi … i przyszła pandemia. Kto mógł przypuszczać, że tak szybko zbilansuje się ilość spędzanego czasu rodzinnie w porównaniu z jego brakiem. Zamknięcia szkół i ograniczenia pracodawców pomogły Nam zacieśnić więzi rodzinne. Niemniej jednak, zaplanowany trekking po Pieninach pozostał w głowie więc ... No ale nie ma się czym przejmować, plecaki przygotowane, braki w „Umundurowaniu” uzupełnione, samochód zapakowany … możemy startować. Dotarliśmy na pierwszy punkt noclegowy w Krościenku nad Dunajcem, przepakowaliśmy wyprawowy majdan z toreb do plecaków … i w drogę. Jeszcze tylko szybkie głosowanie (bo to akurat wybory prezydenckie). Pierwsze koty za ploty, pierwsze marudzenia, że ciężko, że pod górę i czy daleko jeszcze... ale dajemy radę. Co zastanawiające, ale i miłe choć z szerszej perspektywy smutne, na szlaku spotkani ludzie zgodnie twierdzą, że rzadko spotyka się ludzi wędrujących po górach „na ciężko”. Faktycznie na swej drodze nie spotkaliśmy wielu takich ekip. Ale są tez miłe akcenty spędzania czasu na świeżym powietrzu.

Po kilku godzinach marszu i słuchania narzekania, człowiek zaczyna się zastanawiać, po co to wszystko właściwie. Docieramy w końcu do pierwszego schroniska Bacówka Pod Bereśnikiem. Tutaj (oprócz noclegu oczywiście) wiele innych przyjemności. Następnego dnia, wypoczęci i z dobrymi humorami ruszamy dalej. Cel – Trzy Korony i nocleg w Czerwonym Klasztorze. Niestety przeceniłem siły i by zdążyć w odpowiedniej porze do Czerwonego klasztoru, musieliśmy sobie odpuścić Trzy Korony. Decyzję podjęliśmy wspólnie. Po tamtej stronie, w knajpie mogliśmy podziwiać to, co nam umknęło.  Nocleg, remanent ekwipunku i ruszamy dalej. Kolejny cel Schronisko Pod Durbaszką. Trasa dla „zaprawionych” turystów była ciężka na początku, bo gorąco, ale później...  

No cóż, a w Schronisku … jak to w Schronisku :). Rankiem śniadanie z widokiem na morze … znaczy się na góry. I ruszamy w trasę. Dzieci coraz częściej zadają fachowe pytania, czy daleko jeszcze, a ile już przeszliśmy, a jakie duże do przewyższenie, a ile jeszcze pod górkę…. A do celu Chata Magóry kawał drogi. Tutaj małe prostowanie. Ponieważ zmęczenie dawało Nam się we znaki, została podjęta decyzja, że zamiast Chaty Magóry, przejrzejmy w Bacówcwe na Obidzy – bo bliżej. I drugie śniadanie zdążymy zjeść. Następnego dnia pogoda troszkę się popsuła. Ale i tak daliśmy radę. Nasz cel to Schronisko Na Przehybie.  Czasem z głową w chmurach.. . Dotarliśmy na miejsce. Następnego dnia, ostatni etap. I choć zmęczenie dawało o sobie znać daliśmy radę zamknąć pętlę. Prawie całą zaplanowaną. 

Później były jeszcze Bieszczady, ale to temat na inna historię.

 
Maciej PACH-RUDNICKI, Gdynia 23.07.2021r.