W latach 90-tych) na rynku pojawiały się górskie książki, w których próżno by szukać tych właśnie „kolorów” i tego „kunsztu wydawniczego” z jakim mamy do czynienia dzisiaj.

Dzisiaj serfując po Internecie, odwiedzając pierwszą lepszą księgarnię bez trudu możemy znaleźć jakieś górskie bestsellery. Pachną one nowością i najczęściej mają twardą oprawę, ładny, elegancki papier i kolorowe, dobrej jakości zdjęcia. Zdarza się też tak, że do książki dołączona jest również płyta CD. Można też bez żadnego problemu kupić jakąś górską książkę w formacie mp3 lub takiego/podobnego e-booka.
Oczywiście, że czasy się zmieniły, mamy postęp technologiczny i idziemy z duchem czasu. Ale...
No właśnie – to ALE.
Chodzi o to, że wcześniej (jeszcze w latach 90-tych) na rynku pojawiały się górskie książki, w których próżno by szukać tych właśnie „kolorów” i tego „kunsztu wydawniczego” z jakim mamy do czynienia dzisiaj.
Takie książki o jakich mowa wcale nie leżały na lśniących półkach i w, „ładnych księgarniach w galeriach handlowych”. Zdobywało się je na targach, kiermaszach, w antykwariatach czy wygrzebywano gdzieś na strychach. A potem krążyły one na okrągło wśród znajomych...
Książki takie chociaż szare, czasem podarte tu i tam, przykurzone miały w sobie jednak „to coś”.
One po prostu pachniały górami, ale co naj, najważniejsze - opisywały bardzo często góry z perspektywy pierwszych zdobywców!
Miały swoją duszę, historię i klimat. I wydaje mi się (być może się mylę), że dzisiaj, w obecnych czasach kiedy większość szczytów została zbadana - zdobyta latem i zimą, a drogi i liczne problemy zostały po części rozwiązane, a rekordy pobite, bardzo ciężko jest napisać dobrą górską książkę.
Bo oczywiście – super fajnie czytać o kolejnych osiągnięciach w górach wysokich i ich eksploracji. Nie raz, nie dwa sam stykam się z naprawdę fajną pozycją tego typu.
Ale z drugiej strony brakuje (tylko że na braki tego typu nic się już raczej nie poradzi) takich pierwszych pierwszych, tych eksploratorów, lodowych wojowników itd.
Podobnie zresztą dzieje się z turystyką górską, wysokogórską czy wspinaniem.
Też jakby te magiczne góry, skały, tajemnicze ściany „spadły nagle z piedestału”
W tej chwili góry – góry wysokie czy skały są „zadeptywane” już nie tylko przez prawdziwych ludzi gór, ale również przez zupełnie przypadkowych pseudoturystów. Tak naprawdę, to większość z nich znalazła się w górach „bo tak wyszło” i z ciekawości oraz na chwilę. A że już tutaj nagle są...
Aktywność outdoorowa jest obecnie bardzo popularna więc trzeba się wspinać, chodzić i trenować na sztucznych ścianach, zrobić sobie fotkę na jakimś szczycie. A jeśli ma się pieniądze i ekstrawaganckie marzenie można nawet pokusić się o udział w komercyjnej wyprawie i zdobyć Everest! Trekingi bowiem wokół himalajskich gigantów czy np. szczytów należących do Korony Ziemi nie robią już większego wrażenia – w sensie, że każdy może tu być. Warunek jest tylko jeden – ile może za to zapłacić.
Chociaż tak naprawdę, trzeba przyznać, że góry (nawet te wysokie) czy różne formacje skalne nie należą jedynie dla jakiejś elitarnej grupy i zgodnie z tym, każdy ma prawo tutaj być. A to, że czasem nie ma kompletnie doświadczenia, zdrowego rozsądku i odpowiednich umiejętności to już zupełnie inna rzecz...
Poza tym kiedyś, w czasach gdy po raz pierwszy zdobywano górskie szczyty i ściana, góry były mniej dostępne i bardziej tajemnicze. I trochę mimo wszystko szkoda...


Bartek Michalak

Źródła:
http://www.portalgorski.pl/,
Wikipedia.