W Polsce jest coraz więcej górskich festiwali – Lądek-Zdrój, Zakopane, Kraków to absolutna czołówka, ale próbują do nich dobijać kolejne. O ich fenomenie obszernie piszemy w grudniowym numerze „n.p.m.”. Poza tym polecamy przejście Łuku Karpat, a także zapraszamy do Szkocji i dalekiej Indonezji. A kto woli polskie góry, ten może wybrać się na Ornak, w Góry Kamienne albo na Pogórze Rożnowskie. Polecamy także relację z samotnego, kobiecego przejście polskimi górami od Karkonoszy po Bieszczady.

"n.p.m.” grudzień 2013

"n.p.m.” grudzień 2013

Górskie spotkania trzeciego stopnia – Masz ochotę w większym towarzystwie porozmawiać o górach, obejrzeć poświęcony wspinaczce film i posłuchać opowieści sław polskiego i światowego himalaizmu o podbojach szczytów? Nic prostszego – jedź na festiwal! Nieważne, jaką datę pokazuje kalendarz – górskich imprez jest dziś tak wiele, że niemal na pewno jakaś niebawem się zacznie. Te najstarsze i najpopularniejsze to Przegląd Filmów Górskich w Lądku-Zdroju, Spotkania z Filmem Górskim w Zakopanem, Krakowski Festiwal Górski pod Wawelem oraz gdyńskie Kolosy, które choć mają podróżniczy charakter, to w specjalnym bloku sporo miejsca poświęcają górom. Ale powoli dołączają do nich np. Dni Lajtowe w Karpaczu, szczecińskie „O! Góry” czy „Wondół Challenge” w Szczyrku. Co jest największym problemem przy ich organizacji? Na przykład finanse.


– Pozyskanie funduszy na realizację wszystkich aktywności festiwalowych jest największym wyzwaniem – przekonuje Piotr Turkot dyrektor programowy krakowskiego festiwalu. Potwierdza to Maciej Sokołowski, szef lądeckiego przeglądu: – Aby zorganizować festiwal, musimy szukać wielu różnych źródeł finansowania: dotacje z urzędów, ministerstwa, Unii Europejskiej, od sponsorów, wreszcie z biletów wstępu.
Minimalny budżet średniej wielkości festiwalu to 60 tys. zł. Które festiwale zapraszają największe gwiazdy? Które biją frekwencyjne rekordy? Co o górskich imprezach sądzą himalaiści i szefowa jednego z najbardziej prestiżowych festiwali na świecie w kanadyjskim Banff – Bernadette McDonald? A także, kto jest przeciwnikiem tego typu imprez? Dorota Rakowicz i Andrzej Bazylczuk dokonali bilansu polskich festiwali górskich.

Dwa tysiące kilometrów – „Ile kroków przeszedłem? Ile razy upadałem? Idąc 65 dni przez Karpaty, pokonałem w sumie 2000 kilometrów. Co mieści się na tej przestrzeni? Co straciłem w tej drodze? A co zyskałem? 2000 kilometrów. Podobna odległość dzieli mój dom od Przylądka Północnego w Norwegii. Ile zawiera w sobie 2000 kilometrów?” – pisze o swoim przejściu Łuku Karpat Łukasz Supergan. Z Polski tylko 10 wypraw pokonało cały odcinek bez jakiejkolwiek przerwy. Supergan jest jedynym, który dwa razy samotnie pokonał Łuk Karpat.

Zbieracze munrosów – W Polsce coraz więcej osób kolekcjonuje Koronę Gór Polski, a w Szkocji – „munrosy”. Najważniejszym z nich jest oczywiście Ben Nevis – najwyższa góra nie tylko Szkocji, ale całych Wysp Brytyjskich. Zaprasza na nią znana podróżniczka Monika Witkowska.
Podróż do wnętrza ziemi – Wulkan Inej – na indonezyjskiej wyspie Jawa – śpi od 11 lat w towarzystwie oddalonych od niego i majestatycznie wznoszących się nad horyzontem wulkanów Semeru i Reung. Z kolei Batur na Bali drzemie od lat 13, razem z Agunem i Batukaru. Wszystkie te stożki są dla mieszkańców symbolem gniewu bogów, ale i życiodajną siłą. O wspinaczce na indonezyjskie wulkany opowiada Hanna Bauta.

Kawał starej roboty – Najpiękniejszy jest tu zawsze środek jesieni. Stoki palą się czerwienią w oczekiwaniu na pierwszą śnieżną pierzynę. Raki i czekan jeszcze przez miesiąc poleżą w piwnicy. Za to wyże z północy już teraz z chęcią odsłaniają niezliczone pasma na horyzoncie. Nieco niżej, w dolinach, tłum zapadł w sen zimowy. I nie wróci co najmniej do wiosny. Jednym zdaniem: przełom listopada i grudnia to idealny czas na tatrzański Ornak.

A ponadto:

Moja Compostela – „Górami Polski – moja Compostela” – tak Ewelina Domańska, młoda podróżniczka, nazwała przygodę, która za sprawą wędrówki od Karkonoszy po Bieszczady i licznych przeżyć miała ją przybliżyć do samej siebie. Samotna, górska przygoda zajęła jej 80 dni. Przeżyła zarówno chwile uniesień, jak i wielkiego bólu. Czy jej się udało?

Solowy atak na Górę Szczęścia – Jeżeli można powiedzieć o górze, że ma pecha, to Elbrus pasuje do tego stwierdzenia idealnie. Po pierwsze, wciąż toczą się spory o jego przynależność: Europa czy już Azja? Po drugie, w regionie, w którym stoi, toczą się liczne konflikty z zamachami terrorystycznymi włącznie. Wreszcie, po trzecie, jest łatwo dostępny, przez co jest rozdeptywany i zaśmiecany przez tysiące turystów. Ale zimą większość tych „wad” znika pod głębokim śniegiem, a samo wejście staje się niebanalne. Taką próbę ze swoim kolegą podjął Arkadiusz Pawłowski.

Nie szukaj wiatru w szczelinach – Mapy turystyczne skrywają wiele atrakcji, których próżno szukać w terenie. A nawet jak się je znajdzie, to często nagrodą jest… rozczarowanie. Okazuje się bowiem, że cel wędrówki najpiękniej wyglądał na papierze. Na szlaku były tylko pot, dreszcz i łzy. Przekonał się o tym Tomasz Rzeczycki, wędrując po zapomnianych Górach Kamiennych.

Pół miliona za bacówkę – Pogórza Karpat wydają się mało interesujące na górskie wyrypy. Może i racja, bo przecież mają ledwie pół kilometra wysokości. Ale kiedy spojrzeć na mapę terenu pomiędzy Jeziorem Rożnowskim a Ciężkowicami, znajdzie się sporo perełek krajobrazowo-historycznych. Jednym z celów wędrówki jest Jamna.

Nie ma weekendu bez gitary – W swoim cyklu Jakub Terakowski tym razem rozmawia z Anną Krupą, gospodynią schroniska w Dolinie Roztoki. Jak się okazuje, tatrzańskie obiekty prowadzą nie tylko rodziny z tradycjami.

Bez zapadania – Jeśli jesteś całorocznym turystą górskim, z pewnością nie jest ci obce doświadczenie zapadania się w śniegu. Z problemem tym można sobie poradzić, zaopatrując się na przykład w rakiety śnieżne. W grudniowym „n.p.m.” poradnik o tym zdobywającym coraz większą popularność ciekawym elemencie sprzętowego ekwipunku.

Ślady yeti – W numerze także felieton Bogdana Jankowskiego, uczestnika wielu polskich wypraw w Himalaje i Karakorum. Tym razem przenosimy się prawie 40 lat wstecz na lodowiec Khumbu, 5500 metrów nad poziomem morza, do bazy głównej polskiej wyprawy na Lhotse. „Siedzimy w namiotach odcięci od cywilizacji, uwięzieni przez wielodniowe załamanie pogody, opady śniegu i zamiecie „ – pisze Jankowski. Kiedy ekipa rusza wreszcie w góry na śniegu zauważa nietypowe ślady…

Redakcja Magazynu Turystyki Górskiej „n.p.m.”