Słysząc słowo Gorce wielu osobom zapala się w głowie czerwona lampka, oznaczona hasłem Turbacz. Owszem, Turbacz to najwyższy i najpopularniejszy szczyt tych gór oraz punkt, w którym krzyżują się niemal wszystkie gorczańskie szlaki. Jest to także miejsce, gdzie znajduje się modne i oblegane schronisko. Ale my na Turbacz nie pójdziemy!!! Jak zwykle trzymać będziemy się szlaku mniej znanego i wyruszymy na wycieczkę na Lubań.

Masyw Lubania leży trochę na uboczu najbardziej uczęszczanych szlaków w Gorcach i przez wiele lat spierano się nawet, czy szczyt ten w ogóle do Gorców się zalicza. Nie warto jednak tracić czasu na jałowe, akademickie spory, bo Lubań wart jest odwiedzenia niezależnie od tego, czy leży w Gorcach, czy gdziekolwiek indziej.

Naszą wycieczkę rozpoczniemy w tłocznym Krościenku nad Dunajcem i wyruszymy szlakiem czerwonym, będącym fragmentem Głównego Szlaku Beskidzkiego. Wejdziemy nim na szczyt Lubania, a następnie - szlakiem niebieskim - zejdziemy do miejscowości Kluszkowce, na przełęcz Snozka. Po drodze zahaczymy też o górę Wdżar. Będą piękne widoki, trochę legend i podań ludowych oraz kilka ciekawostek przyrodniczych. Odwiedzimy też miejsca, których… już nie ma.

Marszałek i zbójnicy
Na ogół (pomijając okoliczności barowo-biesiadne i próżniaczo-wypoczynkowe) staram się unikać miejscowości typowo turystycznych i nie poświęcam im większej uwagi, lecz dla Krościenka nad Dunajcem skłonny jestem zrobić wyjątek. Dlaczego? A no dlatego, że miasteczko to jest miejscem wyjątkowym, w którym spotykają się aż trzy pasma górskie: Pieniny, Beskid Sądecki i Gorce. Krościenko jest więc ważnym węzłem szlaków, prowadzących w wielu kierunkach: m.in. na Przechybę lub Trzy Korony. Nas oczywiście najbardziej interesują Gorce, więc żeby nie przedłużać - ruszajmy na Lubań.

g1-m

 

Wejście na jego wierzchołek zajmie nam około trzech godzin i po drodze zdobyć będziemy musieli jeszcze dwa szczyty - Marszałka i Jaworzynę. Pierwszy z nich jest całkowicie zalesiony, więc na widoki nie ma co liczyć. Lepiej będzie za to w pobliżu Jaworzyny, gdzie znajdują się polany, z których podziwiać można Tatry, Pieniny i Jezioro Czorsztyńskie. Odłóżmy jednak na chwilę temat widoków (będzie na to czas na Lubaniu), bo póki jesteśmy w rejonie Jaworzyny warto na chwilę zboczyć ze szlaku i odwiedzić inne, ciekawe miejsce.

Są to tzw. Zbójeckie Stoły, czyli rumowisko skalne z dwiema jaskiniami, zwanymi Zbójeckimi Dziurami. Wieść niesie, że w jaskiniach tych swoje skarby składał słynny XVIII - wieczny zbójnik, Józef Baczyński. Istnieją też legendy, mówiące o tym, że przy Zbójeckich Stołach swój początek mają jakoby tajemnicze, podziemne labirynty. W jednym z przewodników znalazłem nawet historię o psie, który wpuszczony pod ziemię w Zbójeckich Stołach odnalazł się rzekomo w Tylmanowej. A Tylmanowa - tak dla porządku - to miejscowość położona u północnych podnóży masywu Lubania, dobre kilka kilometrów od szczytu…

Idąc dalej za Jaworzyną zdobędziemy wreszcie szczyt Lubania. Góra ta ma dwa wierzchołki i wędrując czerwonym szlakiem najpierw wejdziemy na wyższy wierzchołek wschodni, liczący sobie 1225 m. n.p.m. Jest on porośnięty drzewami, więc po obiecane widoki będziemy musieli przejść jeszcze kawałek – w stronę niższego, odkrytego wierzchołka zachodniego o wysokości 1211 metrów.
Pomiędzy oboma wierzchołkami znajduje się piękna polana zwana Wierchem Lubania. To właśnie z niej widoczna jest fantastyczna, jedna z najpiękniejszych w całych Gorcach, panorama. Zobaczymy stąd Jezioro Czorsztyńskie i leżące nad nim zamki w Czorsztynie i Niedzicy oraz całe pasmo Pienin Spiskich. Przy dobrej pogodzie z Lubania wspaniale widoczne są również Tatry: na pierwszym planie Tatry Bielskie, a dalej - w całej okazałości - Tatry Wysokie z Rysami i Gerlachem włącznie.

Kiedy już ochłoniemy z widokowego szoku, koniecznie trzeba pokręcić się trochę po szczycie Lubania, bo znajdziemy na nim sporo, bardzo interesujących rzeczy. Po pierwsze, jest tu tablica informacyjna, na której cała panorama została podpisana i każdy widoczny szczyt można samemu namierzyć i nazwać. Po drugie, znajduje się tu krzyż papieski, upamiętniający gorczańskie wycieczki Jana Pawła II. Po trzecie wreszcie, umieszczono na szczycie pamiątkową tablicę, przypominającą o górskich schroniskach utraconych przez Polskę na Kresach Wschodnich w wyniku zmiany granic po II Wojnie Światowej. Ta ostatnia tablica wybitnie do Lubania pasuje, bo i tutaj znajdowały się kiedyś schroniska. Co się z nimi stało? O tym za chwilę. Teraz odrobina folkloru.

Szczyt Lubania był dawniej miejscem, gdzie mieszkańcy okolicznych wsi chowali samobójców. Góra ta zawsze cieszyła więc wśród miejscowych złą sławą, nazywana była nawet miejscem przeklętym i uważano, że zdarzają się tam same nieszczęścia. Doczekał się w związku z tym Lubań wielu mrocznych legend. Według jednej z nich, swego czasu pewien baca, który na szczycie wypasał owce, miał dopuścić się straszliwego grzechu i za karę wraz z juhasami zapadł się pod ziemię. Od tego czasu w dniu świętego Jakuba, czyli 25 lipca, spod ziemi na Lubaniu dochodzić mają podobno wołania pasterzy i dzwonki owiec. Na Lubaniu miały się też dziać inne, niedobre rzeczy. Ponoć na szczycie walczyli ze sobą miejscowi czarownicy, podobno swoje kryjówki mieli tutaj zbójnicy.

Tablica pamiątkowa na Lubaniu

 

Z tą złą sławą Lubania chyba rzeczywiście jest coś na rzeczy, a dowodem na to mogą być losy tutejszych schronisk. Na szczycie, o czym już wspominałem, istniały dwa takie obiekty i oba skończyły bardzo smutno. Pierwsze schronisko zbudowane zostało przed wojną, w latach 30-tych, na południowym stoku Lubania, blisko wychodni skalnej zwanej Samorodami. Nie przyjmowało ono turystów zbyt długo, bo z chwilą wybuchu wojny stało się ono bazą dla partyzantów i miejscem, gdzie mieszkańcy okolicznych wsi ukrywali się przed Niemcami.
W 1944 roku okupanci spalili schronisko i zabili w nim dwóch partyzantów. Wydarzenie to upamiętnia krzyż, znajdujący się nieopodal Samorodów. Drugie schronisko na Lubaniu również położone było na południowym stoku, na polanie o nazwie Wyrobki. Ono także nie miało łatwego życia. Budowano je długo i mozolnie już po II wojnie światowej, w latach 70-tych. Otwarte zostało w roku 1975, ale też nie przetrwało długo, bo już zimą roku 1978 spłonęło i nigdy nie zostało odbudowane. Samo życie, ale dla pocieszenia dodam, że choć dziś na Lubaniu żadnego schroniska nie ma, to latem czynna jest na szczycie studencka baza namiotowa.

Ślady obu schronisk są widoczne do dzisiaj i zobaczymy je schodząc z Lubania szlakiem niebieskim w stronę kolejnego celu naszej wycieczki – góry Wdżar. Szczyt ten również doczekał się ciekawych legend i także na nim działy się podobno niepokojące rzeczy. Po za tym jest to góra wyjątkowa także ze względów przyrodniczych.


Wampiry na wulkanie
Schodząc z Lubania najpierw dojdziemy do przełęczy nazywanej w niektórych przewodnikach Przełęczą Drzyślawa. Jest ona trochę podobna do Lubania, a pod pewnymi względami nawet lepsza. O ile bowiem na Lubaniu w dawnych czasach miejscowi grzebali samobójców, to na przełęczy Drzyślawa wykazywali się jeszcze większą fantazją i chowali tu ludzi, o których sądzono, że mogą być… wampirami.

Za przełęczą czeka na nas już góra Wdżar. Jest ona od Lubania znacznie niższa - ma 767 m n.p.m. - i znana jest głównie narciarzom, bo zimą działają tu trasy zjazdowe i wyciąg. Szczyt ten jest jednak wyjątkowy z innego powodu. Wdżar jest bowiem najprawdziwszym wulkanem, bardzo podobnym do pienińskich wzniesień Jarmuty i Bryjarki, o których pisałem w jednym z wcześniejszych tekstów. Podobnie jak one, także góra Wdżar zbudowana jest z andezytu, a jak wygląda andezyt, o tym można przekonać się w nieczynnym kamieniołomie tuż obok szlaku. I tu pierwsza ciekawostka: w kamieniołomie tym występuje anomalia magnetyczna - miejsce, w którym głupieje i gubi kierunki igła kompasu. Ciekawostka numer dwa jest natomiast taka, że na stokach Wdżaru znajduje się jedyne w Polsce stanowisko paproci zwanej rozrzutką brunatną. Roślina ta jest niezwykle rzadka, ponieważ rośnie tylko na wulkanicznym, andezytowym podłożu. Wdżar pasuje więc jak znalazł.

g3-m

 

Na zakończenie zostawmy sobie natomiast legendy. Historie związane z górą Wdżar podobne są trochę do opowieści związanych z Lubaniem, a jedna z nich mówi, że na szczycie istniało kiedyś miasto nazywane Gorczańską sodomą. Jego mieszkańcy żyli w grzechu i rozpuście, za co zostali ukarani – ich miasto zapadło się pod ziemię. Od tej pory co roku w noc świętojańską spod ziemi dochodzą podobno krzyki oraz rozlega się dźwięk dzwonów.

To by było na tyle, jeśli chodzi o legendy. U kresu naszej wycieczki czekać na nas będzie natomiast jeszcze jedna, boleśnie realna pamiątka z czasów socrealizmu. Blisko Kluszkowiec, niedaleko Przełęczy Snozka znajduje się pomnik, nazywany przez miejscowych czasem „Organami Hasiora”. Pod względem estetycznym jest on, powiedzmy, dyskusyjny. Jego prawdziwa, jakże urocza, nazwa brzmiała: „Poległym w walce o utrwalenie władzy ludowej na Podhalu” i został on zbudowany w roku 1966 według projektu znanego, podhalańskiego rzeźbiarza Władysława Hasiora. Pomnik ten w założeniu miał działać jak organy i grać – albo raczej wydawać dźwięki - pod wpływem podmuchów wiatru. Ponoć nawet kiedyś to działało. Ja mogę tylko powiedzieć, że wakacje w dzieciństwie spędzałem często w pobliskim Czorsztynie i z tego co kojarzę, nawet najstarsi tamtejsi górale nie pamiętali, aby Organy Hasiora kiedykolwiek wydawały z siebie jakiekolwiek dźwięki.

Adam Nietresta