Eiger-Nordwand. W końcu to tylko góra. Zapominając o jej historii, staje się tylko kolejnym pagórkiem. Pytanie tylko czy, aby na pewno? Sam dźwięk tej nazwy przyspiesza po dziś dzień rytm serca każdego wspinacza, stanowi metaforę, która reprezentuje wszystko co określa wspinaczkę – drogę, o której śnił niejeden z nas.

Jednocześnie gdziekolwiek pojawia się ta nazwa, zawsze związana jest z nią jakaś epicka historia… Historia pełna ponurych tragedii rozgrywanych na oczach niczego nie rozumiejących widzów. Poniekąd każdy może zobaczyć jak tam umierasz.

Eiger dobrze zapracował sobie na reputację mordercy. Przeobraził się w scenę dla leniwych turystów, którzy gromadząc się na tarasach hoteli, przez lornetki z chorą fascynacją mogli obserwować spektakl życia i śmierci, który zafundowała im ściana rozpościerająca się ponad nimi.

Ale czyż można się dziwić, że ludzie, którym góry są zupełnie obce, tłumnie otaczają lunety? Sami bezpieczni, chcą jednak doświadczyć dreszczu grozy…1

Droga Klasyczna na północnej ścianie Eigeru

Tak też było w 1936 roku, gdy to usytuowani przy teleskopach w Alpiglen oraz Kleine Scheidegg obserwatorzy przeczuwali, że są świadkami rozgrywającej się tragedii.

Jest poniedziałek, 20 lipca 1936 roku. Około siódmej zaobserwowano ruch na wysokim biwaku, w miejscu, na którym tak naprawdę ledwo można usiąść. Po raz kolejny wspinaczkę stromym, lodowym zboczem, prowadzącym do Biwaku Śmierci (który swą nazwę zawdzięcza tragedii sprzed niespełna roku – tam właśnie zamarzli Max Sedlmayr i Karl Mehringer przyp. red.) rozpoczynają Kurz i Hinterstoisser. Jednak po niespełna półgodzinie zatrzymują się… Druga dwójka nie nadchodzi. Tak naprawdę nie wiadomo, co w czwórkę między sobą uzgodnili. Jedno jest pewne, było to postanowienie decydujące – gorzkie dla pierwszego zespołu i życiowo ważne dla drugiego. Angerer, który doznał urazu głowy po uderzeniu przez spadający kamień wyraźnie nie był w stanie wspinać się dalej.

Nagle widać, że zespół Hinterstoiserra schodzi w dół, z powrotem na miejsce biwaku. Po dłuższym czasie cała czwórka rozpoczyna wycof. Człowiek okazuje się być ważniejszy niż pokonanie legendarnej ściany. Być może wspólnymi siłami uda im się wrócić z rannym z Eigeru.

W momencie gdy docierają do pierwszego pola lodowego, zapada noc. Nie ma na nich suchej nitki. Ta trzecia noc pod gołym niebem musi ich wiele kosztować, odbiera im siły. Mimo to trzech zdrowych alpinistów musi mieć jeszcze na tyle rezerw, by dokonać, zdaje się, niemożliwego…

Cenne przedpołudniowe godziny mijają na daremnych, niezmiernie wyczerpujących i niebezpiecznych próbach pokonania trawersu. Tym razem, pomimo rozpaczliwych starań, Hinterstoisser nie zdołał przejść na drugą stronę.

Z dolnej krawędzi pierwszego pola lodowego, przylegającego do występu skalnego tzw. Jaskółczego Gniazda, podjęli oni desperacką próbę opuszczenia się bezpośrednio przez dwustumetrowy, pionowy, miejscami nawet przewieszony próg. Linia zejścia prowadziła drogą lawin i potoków spadających kamieni. Nieco niżej, na skalnej ścianie pokrytej cienką warstwą lodu, znajdowały się wielkie skalne otwory wydrążone przez budowniczych kolejki Jungfrau. W pierwotnym założeniu otwory te służyły do wyrzucania odpadów skalnych, gromadzących się podczas prac przy drążeniu czterokilometrowego odcinka tunelu. Później jednak posłużyły one jako doskonałe punkty obserwacyjne dla rzesz turystów pragnących chociaż przez chwilę poczuć to wewnętrzne napięcie, towarzyszące każdemu z tych, który postanowił zmierzyć się z tą ścianą.

Z takiego właśnie okna dróżnik tej części kolejki Albert von Almen, wyglądał w burzy w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak powracającego zespołu. Ucieszył się gdy do jego uszu dobiegło w odpowiedzi radosne jodłowanie całego zespołu:

Wszystko w porządku…! Wszystko w porządku!2

Wszystko było w porządku poza złowrogą pogodą… Albert wycofał się do środka, aby przygotować dzbanek rozgrzewającej herbaty dla wspinaczy, którzy zapewne byli wyczerpani po czterodniowym pobycie w ścianie.

Jak długo jeszcze mam grzać tą herbatę?3 – padło pytanie.

Już minęły dwie godziny od rozmowy z alpinistami, a przy wejściu do tunelu nikt się nie pojawia. Von Almen postanawia wyjść na zewnątrz.

Może przeszli obok? Może nie zauważyli półki prowadzącej do otworu tunelu?4

Widok ściany był przerażający. Warunki były okropne jak nigdy dotąd: widoczność niewielka, dookoła snują się mgły, zewsząd dobiega bezlitosny szum lawin i świst spadających kamieni. Albert ponownie nawołuje. Tym razem nie otrzymał już radosnej odpowiedzi, tylko rozpaczliwe krzyki jednego człowieka – Toniego Kurza – błagającego o pomoc.

Na pomoc! Na pomoc! Jeszcze tylko ja żyję, na pomoc!5

Przy panujących warunkach ciężko o dokładne zrozumienie. Albert von Almen sam nie jest w stanie nic zdziałać, ale woła:

Przyjedziemy!6

Po czym biegnie z powrotem do tunelu i łapie za słuchawkę telefonu:

Tu stacja Eigergletscher! Tu mówi Almen. W ścianie stało się nieszczęście! Tylko jeden wspinacz jeszcze żyje, musimy go sprowadzić. Czy są tam jeszcze przewodnicy?

Tak, są przewodnicy. Hans Schlunegger, Christian i Adolf Rubi z Wengen. Przyjdą!7

I tak o to zorganizowany w pośpiechu zespół ratowników zdołał dotrzeć do miejsca oddalonego zaledwie o 90 metrów od wiszącego Kurza. 

Przybyli tam, pomimo tego, iż nikt nie miałby im za złe , gdyby w tych okropnych warunkach nie ruszyli się nawet o krok w tę ścianę. Bowiem naczelnik przewodników z Grindelwaldu, w trosce o bezpieczeństwo swoich podwładnych, wystosował do Komisji Przewodnickiej w Bernie oraz do Centralnego Komitetu Szwajcarskiego Klubu Alpejskiego następujący komunikat:

Z troską oczekuje się planowanych prób wejścia w północną ścianę Eigeru. Świadczą one zapewne o tym, jak bardzo zmieniły się poglądy w sporcie górskim. Można przyjąć, że turyści, którzy decydują się na takie próby, są świadomi niebezpieczeństw, na jakie się przy tym narażają. Nikt jednak nie może oczekiwać, że w razie kolejnych wypadków w północnej ścianie Eigeru przewodnicy górscy będą wysyłani w złych warunkach w górę na akcje ratunkowe (…). Służbowe narażanie naszych przewodników na niebezpieczeństwa tej akrobatyki, które inni wybierają dobrowolnie, byłoby nie do przyjęcia.8

eiger2 S
Toni Kurz

Toni Kurz

Zwątpienie i radość brzmi w głosie Toniego Kurza, w momencie gdy słyszy nadchodzących ratowników:

Sam zostałem. Hineterstoisser spadł, całkiem na dół. A Rainer został przyciągnięty przez linę do karabinka i tam zamarzł. Angerer wisi pode mną, też martwy – spadając powiesił się na linie…
Chcemy Ci pomóc kolego!
Tak, tak, ale musicie zejść z góry, na prawo stąd, rysa, tam są jeszcze wbite haki. Potem, po trzech zjazdach, będziecie przy mnie!9

Jest to jednak niemożliwe, żaden z przewodników nie będzie ryzykować wspinaczki w takich warunkach i przy takim oblodzeniu. Pomimo rozpaczliwych błagań Kurza, przewodnicy rozpoczynają zejście do otworu tunelu.

Wrócimy jutro, wcześnie rano! Trzymaj się, przyjacielu!10

Decyzja o odwrocie była o tyle trudna, iż każdy z nich zdawał sobie doskonale sprawę z tego, iż może on nie dożyć następnego dnia bez żadnej ochrony w bezlitosnej burzy.

Gdy w końcu nadszedł upragniony poranek, do uszu przewodników dotarł czysty i wyraźny głos Toniego Kurza… Jednak wiele godzin spędzonych na linie w takich warunkach fatalnie wpłynęło na jego ciało. Jego odzież pokrywała cienka warstwa lodu. Na zębach raków utworzyły się kilkunastocentymetrowe sople lodu. Na domiar złego w czasie lotu zgubił lewą rękawicę, przez co odmraża palce, dłoń i ramię, które zastygły w formie litej, bezkształtnej, niezdolnej do ruchy bryły.

Czterem ratownikom nie udało się wspiąć bliżej niż na odległość pojedynczej liny ratowniczej, czyli na około 40 metrów od miejsca gdzie Toni wisi na linie. Próby z wystrzeleniem do niego liny za pomocą rakiet nic nie dają – lina przelatuje ze świstem daleko obok wycieńczonego Kurza.

Czy potrafisz sam zrzucić repsznur, abyśmy mogli przywiązać do niego haki i wszystko, czego potrzebujesz?
Nie mam repsznura…
To zejdź w dół, ile możesz i odetnij Angerera. Wyjdź z powrotem na górę i odetnij linę. Potem rozkręć te kawałki, powiąż je razem i spuść na dół.
Spróbuję…11

Niewiarygodne jak Kurz wałczył o przeżycie. Udało mu się odciąć linę z martwym partnerem. Mimo to Angerer nie spada. W czasie ostatniej nocy ciało przymarzło do skały.

W końcu udaje się Toniemu uchwycić potrójną linę, po czym starannie rozkręcał jej żyły przez pięć długich godzin, kołysząc się w powietrzu, używając przy tym jednej ręki i zębów. Rozpaczliwie próbował scalić kawałki w jedną całość. Miałby wtedy do dyspozycji repsznur, wydawałoby się na tyle długi, by sięgnąć ramion ratowników.

Nagle spada lawina – uderzając w wątłe ciało Kurza, oswobadzając zarazem z uścisku ściany ciało Angerera.

Powiązany sznur sięga do ratowników. Przywiązują do niego linę, haki, karabinki i młotek. Całkowicie wyczerpany Kurz ledwo utrzymuje huśtającą się linę. Okazuje się jednak, że jest ona wciąż za krótka – przewodnicy dowiązują do niej drugą. Mija kolejna godzina, aż w końcu Toni zaczyna zjazd. Centymetr po centymetrze skrajnie wykończony przewodnik z Berchtesgaden zjeżdża coraz niżej, aż w końcu karabinek napotyka na swojej drodze na węzeł. Bezradny Kurz wisiał w powietrzu, nie mogąc odciążyć liny, wypięcie karabinka stało się niemożliwe. Został unieruchomiony na dobre, a przecież był już tak blisko.

Spróbuj jeszcze raz, przyjacielu na pewno się uda!12- podpowiadają zrozpaczeni ratownicy.

Toni pochyla się do przodu by podjąć kolejną, bezsensowną próbę zmniejszenia węzła, pomagając sobie przy tym zębami. Na jego twarzy maluje się nadludzki wysiłek i nadmiar przeżyć.

Po dłuższej chwili czystym i pewnym głosem, odparł:

Już dłużej nie mogę13 – po czym zawisł bezwładnie na linie.

eiger3 S
Akcja ratunkowa - Eiger

Umarł, będąc o krok od ocalenia, na oczach swoich przyjaciół… Jednak nie to jest najgorsze. Najgorszym jest fakt, iż Toni Kurz całkowicie sprawny, był zmuszony przeżywać swoja agonię, aż do końca. Był kimś w rodzaju posłańca z zaświatów, który rozpaczliwie szukał drogi powrotnej na ziemię, gdyż tak bardzo kochał życie.14

Sabina Kogut

Bibliografia:
„Zew Ciszy” – Joe Simpson,
„Biały Pająk” – Heinrich Harrer,
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 9, 10, 11, 12, 13, 14 – cytaty z książki „Biały Pająk” Heinrich’a Harrer’a,
8 – cytat z gazety Echo von Grindelwald.