Czy na 10-kilometrowy spacer po Kampinoskim Parku Narodowym potrzebujemy specjalistycznego sprzętu?

Pewnie nie, ale zawsze warto go sprawdzić przed poważniejszą górską wyprawą. Tym razem przetestowałem plecak Helium 40.
Bergans of Norway to producent sprzętu górskiego, wykorzystywanego przy najbardziej ekstremalnych wyprawach. Jednym z takich produktów jest plecak Helium 40. Jak możemy przeczytać w opisie produktu:
Plecak Bergans of Norway Helium 40 jest lekkim technicznym plecakiem zaprojektowanym dla alpinistów i narciarzy w kooperacji z doświadczeniem przewodników górskich.
Trudno mówić o alpinizmie czy narciarstwie na wydmach i bagnach Puszczy Kampinoskiej w lecie. Ale plecak zawsze jest potrzebny, także na te parę godzin w mazowieckim lesie.
Na początek słów kilka o samym plecaku. Kiedy przyszła przesyłka, zdziwiłem się, że paczka… jest taka mała. Wiadomo, czasy plecaków z metalowym stelażem dawno minęły, ale mimo wszystko spodziewałem się czegoś większego. Po rozpakowaniu tej niewielkiej paczki ujrzałem piękny, pomarańczowo-szary Helium 40. Od razu zacząłem sprawdzać wszystkie zapięcia, zamki, ściągacze itp. Pierwsze wrażenia – plecak niezwykle lekki, poręczny i użyteczny. No ale trudno oceniać książkę po okładce, trzeba sprawdzić „w praniu”.
Plan nie był zbyt ambitny – 10 km wędrówki po Kampinoskim Parku Narodowym. Co spakować? Dwie wody do picia, jakieś ubrania na przebranie (marsz odbywał się w upale, a trzeba było wrócić samochodem do miasta…), batoniki na wzmocnienie, mapa Kampinoskiego Parku Narodowego (na wszelki wypadek) – wszystko! Całość ładnie się zmieściła do plecaka, dało się to ułożyć kompaktowo, tak więc do auta i ruszam z warszawskiego Bemowa. Niecałe pół godzinki jazdy i jestem na parkingu w Truskawiu (świetna baza wypadowa do Kampinosu).
Stamtąd wiedzie najkrótsza trasa do cmentarza w Palmirach, ale ja nie idę (na razie) czarnym szlakiem, lecz kieruję się na zachód żółtym. Początkowo nic ciekawego, ot zwykła leśna ścieżka. W pewnym momencie nawet nieco wybrukowana kocimi łbami (zapewne jeszcze przedwojenna pozostałość). Po 3,4 km docieram do malowniczego rozwidlenia dróg, czyli skrzyżowania ze szlakiem zielonym i niebieskim. Na środku, na rozstaju dróg, rośnie sobie malownicza grupka drzew. Łyk wody, jeden batonik (bardzo ułatwia sprawę zamek na dole plecaka, dzięki czemu bez przewalania wszystkiego można się dostać do rzeczy na jego dnie) i ruszamy dalej – częściowo jeszcze żółtym szlakiem (0,9 km), a potem zielonym.
Na tym etapie jest już dużo bardziej malowniczo. Po lewej piękna polana piknikowa, po prawej Obszar Ochrony Ścisłej Zaborów Leśny. Jest też dużo więcej wody (w końcu pokaźna część Puszczy Kampinoskiej to bagna i torfowiska), a za chwilę wspinam się (mały pagórek w warunkach płaskiego jak stół Mazowsza można uznać za podejście) i jestem przy jednym z ciekawszych pod względem historycznym miejsc w Kampinosie. Jest to Mogiła Powstańców 1863.
Znajduje się tam krzyż, jest kamień, jest grób. W czasie powstania styczniowego to właśnie w Puszczę Kampinoską uciekała warszawska młodzież przed branką do wojska carskiego. Nazywano ich Dziećmi Warszawy. W kwietniu 1863 r. mjr Remiszewski, z tych ukrywających się w okolicach Babic, sformował oddział pod swoim dowództwem. Mieli oni odbić z Cytadeli Warszawskiej Jarosława Dąbrowskiego. Plan był dobry, bo akcję zaplanowano na okres prawosławnej Wielkanocy. Zanim jednak do czegokolwiek doszło, powstańcy zostali zdekonspirowani, a następnie wytropieni w Puszczy przez oddziały generała Krüdenera.
14 kwietnia 1863 r. doszło do bitwy pod Budą Zaborowską (dzisiejszy Zaborów Leśny). Trwała ona ledwie 30 minut i zakończyła się sromotną porażką Polaków. Po bitwie carscy Kozacy dobili wszystkich rannych, w tym dowódcę mjra Remiszewskiego. Po odzyskaniu niepodległości, na miejscu pochówku poległych, wzniesiono krzyż, a w setną rocznicę bitwy pamiątkowy kamień. Nie ma precyzyjnych danych na temat liczby ofiar. Na krzyżu jest wbitych 76 gwoździ, więc przyjmuje się, że leży tam 76 poległych powstańców styczniowych.

 

Tyle historia. Nie jestem z Warszawy i nie mam tu grobów rodzinnych, więc często 1 listopada (o ile nie pojechałem w rodzinne strony) wybierałem się na Mogiłę Powstańców 1863 ze zniczem. Tym razem znicza nie miałem, ale była okazja do chwili odpoczynku i zadumy w tym miejscu.
Kolejne parę łyków wody i idziemy dalej. Są w tym plecaku świetne boczne kieszenie na butelki, można się do nich wtedy dostać nawet bez jego ściągania. Oczywiście nie jest to najlepszy pomysł podczas wspinaczki (butelka może wypaść), ale już przy trekkingu jak najbardziej. Droga wiedzie 2,7 km szlakiem zielonym. Teren zmienia się z podmokłego na wydmowy. Na początku mamy jakże charakterystyczny dla całej Polski drzewostan sosnowy, aż dochodzimy do wiatrołomów. W tym miejscu piasek szeroko przebija się między drzewami – taka trochę plaża, tyle że bez morza. Są też obalone drzewa, czyli dobre miejsce na chwilę odpoczynku. Zjadłem batonika, wypiłem trochę wody, przebrałem też przepoconą koszulkę. Tę mokrą można spokojnie umieścić w takim miejscu w plecaku, aby nie zamoczyła innych rzeczy.
Po przejściu charakterystycznych wiatrołomów (po prawej stronie mijałem Obszar Ochrony Ścisłej Cyganka) dochodzimy do skrzyżowania ze szlakiem czerwonym (wielokrotnie chodziłem nim do Wierszy, stolicy tzw. Rzeczpospolitej Kampinoskiej, czyli dużego zgrupowania Armii Krajowej w czasie Powstania Warszawskiego). Zaledwie 200 metrów dalej jest Karczmisko. Nazwa wskazuje na obecność karczmy w tym miejscu, na przecięciu kilku dróg, choćby tej prowadzącej do wsi Palmiry (dalej znajduje się Mogilny Mostek, związany z zabójstwem młodej dziewczyny – ale o tym innym razem). Plan początkowy był taki, aby pójść dalej szlakiem czarnym, przez Ćwikową Górę, aż do Muzeum Miejsca Pamięci w Palmirach. Plan dnia jednak się zmienił i trzeba było szybko wracać do obowiązków zawodowych.

 

Najkrótsza droga powrotna z Karczmiska to malowniczy szlak czarny (2,7 km) do Truskawia. Jest to jeden z ciekawszych i bardziej uczęszczanych szlaków w Kampinoskim Parku Narodowym. Wiedzie przez zróżnicowany teren – najpierw bagna (malownicze kładki nad rozlewiskami), a na sam koniec łąki, jeszcze niedawno wykorzystywane rolniczo. Wychodzi się wprost na parking w Truskawiu, gdzie czekała na mnie moja wysłużona Honda.
Znowu się przebrałem, a plecak Helium 40 daje fajne możliwości odseparowania rzeczy mokrych od tych, których zamoczyć nie chcemy. W drodze powrotnej jeszcze szybka wizyta na cmentarzu wojennym w Laskach (leżą tam głównie polegli w kampanii wrześniowej polscy żołnierze), kilka zdjęć i szybki powrót do domu.
Nie była to wielka wyprawa, raptem 9,9 km (tyle wychodzi zgodnie z oficjalną mapą Kampinoskiego Parku Narodowego). Zwykły spacerek po lesie, można by rzec. Na pewno przetestuję jeszcze Helium 40 na dużo bardziej wymagających wyprawach, ale pierwsze wrażenie jest bardzo dobre. Lekki, kompaktowy, wiele niezależnych od siebie kieszonek, świetne zapięcie, niezwykle wygodny. Poza użytecznością jest też zwyczajnie ładny. Także jeśli ktoś by się mnie zapytał, czy warto kupić – zdecydowanie tak!

Bartosz Bolesławski