„Jerzego Kukuczkę, najwybitniejszego polskiego himalaistę poznałam dopiero po jego śmierci” (Cecylia Kukuczka)

Nigdy nie chciał mnie zabrać ze sobą w Himalaje, chociaż go prosiłam. Chronił nas przed prawdą o pasji, której się oddał, bo prawdopodobnie nie chciał byśmy drżeli o jego życie. I chyba rzeczywiście się nie bałam. Tak, jak wszystkie żony himalaistów, którzy zginęli w górach, chciałam wierzyć, że skoro mówił, że do nas wróci, to wróci. Dokładnie tak powiedział zanim wskoczył w Katowicach do pociągu do Warszawy: Dbaj o synów. Ja wrócę. Ale nie wrócił.” 
Poruszająca autobiograficzna opowieść Cecylii Kukuczki, żony Jerzego Kukuczki najwybitniejszego polskiego himalaisty, drugiego zdobywcy Korony Himalajów, który zginął w 1989 roku na Lhotse. Historia miłości i wiary, że śmierć w górach przydarza się tylko innym oraz tęsknoty, która nie chce wygasnąć. To również opowieść o drugiej, prywatnej stronie himalaizmu, o czekaniu, powrotach, codzienności, czułości i trosce. Ale też o poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, kim był człowiek, którego się kochało i nie znało jednocześnie?
Na czym polega ta druga miłość, która go pochłonęła i zabrała? Jak żyć zostając trzydziestoletnią wdową? Jak wychować synów bez ojca, a jednocześnie w jego wszechobecnym cieniu? Odpowiedzi na te pytania składają się na unikalny portret Jerzego Kukuczki. Tym bliższy, że opowieść Cecylii przeplatają niepublikowane dotąd listy wysyłane do niej przez męża z „pionowego świata”. 
 
Fragment książki
Sprowadziłam się do Istebnej przed trzema laty. Dla spokoju i dla Jurka szczególnej obecności. Opowiadam przecież o nim i dzięki tym opowieściom żyję jego życiem. Widzę go, jak targa na Makalu biedronkę albo słucha na szczycie Mount Everestu piosenki Masz Takie oczy zielone. Też jej słucham, czasem kilka razy dziennie, bo ustawiłam sobie tę piosenkę jako dzwonek w telefonie. Trzymam się, ale nie umiem mówić przy turystach „mój Jurek”, tylko wolę jak przewodniczka, na sucho. Został mi w pamięci wspaniały mężczyzna, na którego zawsze mogłam liczyć.

Fragment listu

New Delhi, 26.10.79

Moja Malutka!
Wczoraj dostałem od Ciebie list, Nareszcie! Długo na niego czekałem. Zacząłem się już niepokoić, co się z Tobą dzieje.
Prawdopodobnie już wiesz, że weszliśmy na szczyt. Ja i Andrzej Czok weszliśmy bez użycia tlenu, co jest najwyższym wejściem beztlenowym w Polsce, jest to również pierwsza polska wyprawa, która osiągnęła tak wysoki szczyt. (Wanda Rutkiewicz była na wyprawie z NRF). Jesteśmy już od kilku dni w Katmandu, gdzie czekamy na wyprawę z Gdańska, której sprzęt bierzemy na nasz samochód. Piszę, że jesteśmy w Katmandu. Nie jest to już od wczoraj prawdą. Teraz jestem już w Indiach, w New Delhi. W ciągu kilku godzin moja sytuacja zmieniła się diametralnie. Trzymaj się dzielnie, moje kochane serduszko! Myśl teraz tylko o dziecku, ja już niedługo przyjadę. List ten powinien dojść bardzo szybko, bo dzisiaj odlatuje kurier do Polski i przez niego przesyłam ten list.
Całuję gorąco!
Twój Jurek

mat.pras. Fundacja Wielki Człowiek